poniedziałek, 18 listopada 2013

Lucky - Irlandzki Rudzielec, który skradł nasze Serca.

Minęły ponad 2 miesiące od smutnej chwili, kiedy na zawsze opuściła nas nasza mała Lucky. W międzyczasie wielokrotnie próbowałem naskrobać choć parę zdań o tym niesamowitym Rudzielcu, jednak za każdym razem brakło mi słów, które w pełni by oddały to jak wyjątkowym Psiakiem była Luckunia. Wielu z was miało okazję ją poznać, spędzić trochę czasu i osobiście przekonać się o jej wyjątkowości. Pozostali natomiast mogli spotkać ją na stronach bloga, gdzie dość często pojawiały się jej zdjęcia oraz różne historie z nią związane. Lucky była rewelacyjnym zwierzakiem i z całego serca dziękuję losowi za każdą sekundę, którą spędziła z nami. Nigdy nie zapomnę jej wesołego pyszczka oraz nastroszonych uszu, zwłaszcza gdy słyszała dźwięki ulubionej kaczkowej piosenki. Nie jestem jeszcze gotowy, żeby napisać coś więcej. Zamiast tego postanowiłem więc stworzyć krótki filmik z bardziej lub mniej rozbrykanymi zdjęciami Lucky. Wydaje mi się jednak, że taki sposób o wiele lepiej oddaje jej wyjątkowość niż jakiekolwiek słowa. Jeszcze raz - dziękujemy, że to nas wybrałaś. Nigdy Cię nie zapomnimy!


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Przystanek w Mieście Lwa

Trochę was przytrzymaliśmy w niepewności odnośnie naszej decyzji dotyczącej jachtostopu. Mam wrażenie jednak, że w większości i tak przekonani byliście, że pójdziemy za głosem serca. Otóż to, decyzja mogła być tylko jedna: jedziemy! Jacht Seawanhaka czekał na nas w Johor Bahru, malezyjskim mieście położonym tuż przy granicy z Singapurem. Lot mieliśmy rano, a na statku mieliśmy się zameldować do wieczora. Dzięki temu mieliśmy super okazję, aby spędzić niemal cały dzień w tym współczesnym mieście-państwie. I choć tak naprawdę tylko liznęliśmy tematu, to te kilka godzin pozwoliło nam poczuć wyjątkowy klimat tego niezwykle nowoczesnego kraju.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Marzycielska Poczta z Podróży

Chyba każdy z nas lubi dostawać kolorowe pocztówki. I nie ma znaczenia czy są to kartki świąteczne, urodzinowe lub z wakacji. Wiemy, bo sami bardzo cieszymy się, kiedy znajdujemy takowe w naszej skrzynce pocztowej. Niby tylko kawałek kartki, ale jest w nim coś wyjątkowego. Równie mocno jak otrzymywać, lubimy również pocztówki wysyłać. W trakcie samej tylko Podróży w Nieznane wysłaliśmy ich pewnie coś koło setki. W przeważające części do Polski, ale także do Stanów, Niemiec czy Irlandii. Adresatów w większości stanowili członkowie naszej rodzinki oraz liczni znajomi. Aczkolwiek kilka kartek trafiło także do osób, których praktycznie nie znaliśmy. Można powiedzieć, że skojarzył nas z nimi internet. Brzmi ciekawie? Taka właśnie jest Marzycielska Poczta.

niedziela, 28 lipca 2013

Hello Mister! Do you like Indonesia?

W trakcie pobytu na Sumatrze takie pytanie z ust miejscowych padało chyba każdego dnia, a czasami po kilka razy dziennie. Z początku nie bardzo wiedzieliśmy co odpowiadać, bo nasza wiedza na temat wyspy i jej ludzi była bardzo znikoma, żeby nie powiedzieć zerowa. Wszystko przez to, że Indonezja na mapie Podróży w Nieznane pojawiła się zupełnie przypadkowo, w 4 miesiącu azjatyckich wojaży, na kilka dni przed lądowaniem w stolicy Sumatry Medan. Z każdym kolejnym dniem wśród Indonezyjczyków znajdowaliśmy jednak kolejne argumenty, na podstawie których byliśmy w stanie udzielić świadomej odpowiedzi. A więc jeszcze raz: Czy lubimy Indonezję? Tak. Baa, my ją uwielbiamy!

niedziela, 14 lipca 2013

Z żółwiami za pan brat.

"W związku z kontynuacją działań malezyjskich sił bezpieczeństwa we wschodniej części stanu Sabah oraz ustanowieniem na tym terenie tzw. Specjalnej strefy bezpieczeństwa (okolice miast oraz miasta: Lahad Datu, Tawau, Kunak i Semporna oraz wyspy leżące bezpośrednio przy wybrzeżu), Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza wyjazdy w ten rejon wyspy." Ten komunikat na stronie polskiego MSZ dał nam trochę do myślenia. Zwłaszcza, że naszym kolejnym celem miała być położona na południu Borneo Semporna oraz pobliska wyspa Mabul. Zrobiliśmy jednak mały research wśród lokalsów i ci zapewniali nas, że sytuacja już się ustabilizowała i nie ma się czego obawiać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mogli tak mówić głównie po to, aby nie odstraszać turystów. Mimo wszystko postanowiliśmy jednak zaryzykować.

środa, 10 lipca 2013

Orangutan znaczy Człowiek Lasu.

Na Borneo przylecieliśmy w poszukiwaniu niezwykłej natury. Park Narodowy Tunku Abdul Rahman w pobliżu Kota Kinabalu był całkiem dobrym wstępem, ale ostrzyliśmy sobie zęby na trochę więcej. Przede wszystkim marzyło nam się zobaczenie orangutanów żyjących na wolności. Na całym świecie są tylko 2 miejsca, w których można spotkać te niezwykłe zwierzaki w ich środowisku naturalnym. Pierwsza lokalizacja to Indonezyjska Sumatra, a druga to właśnie Borneo. Niestety ingerencja człowieka sprawia, że z każdym rokiem ich populacja maleje. Już teraz gatunek tych małp jest poważnie zagrożony. Musieliśmy się więc śpieszyć, bo niewykluczone, że już wkrótce orangutany pozostaną tylko wspomnieniem.


DNA orangutanów w 97% pokrywa się z ludzkim.

środa, 3 lipca 2013

Borneo - chwila wytchnienia.

Podróż w Nieznane mieliśmy zaplanowaną jedynie na pierwsze 3 miesiące. Tajlandia, Birma i Nepal a potem się zobaczy. No i właśnie w Nepalu nadszedł moment, że trzeba było zdecydować co dalej. Co do jednego byliśmy zgodni - po miesiącu górskich krajobrazów przydałaby się jakaś morska odmiana. Na szczęście loty w Azji, dzięki AirAsia oraz innym tanim liniom, są w całkiem przystępnych cenach, dzięki czemu mogliśmy przebierać w ciekawych kierunkach. Bali, Java lub Lombok, a może któraś z filipińskich wysepek. Wybór był ciężki, bo chciałoby się zobaczyć wszystkie te miejsca. Nic dziwnego, że nie mogliśmy się zdecydować. Ostatecznie w wyborze pomogła nam książka, którą Aga przeczytała podczas pobytu w Pokharze. Historia o orangutanach tak ją urzekła, że postanowiła poznać lepiej te wyjątkowe zwierzaki. Tym sposobem zdecydowaliśmy się na Borneo.

Mount Kinabalu - najwyższy szczyt południowo-wschodniej Azji widziany z wyspy Mamutik.

wtorek, 25 czerwca 2013

Bisket Jatra czyli Nowy Rok w Nepalu.

Będąc jeszcze dzieciakiem zastanawiałem się czasem, najczęściej pod koniec grudnia, czy możliwe byłoby świętowanie Nowego Roku więcej niż jeden raz. Na przykład by rozpocząć noworoczną imprezę w Australii lub Nowej Zelandii, a potem szybko zmieniać strefy czasowe tak, aby jeszcze parę razy móc otworzyć szampana punktualnie o północy. Teraz wiem, że w teorii taki scenariusz jak najbardziej ma sens. W rzeczywistości jednak nie wyobrażam sobie żeby komukolwiek chciało się w ten sposób spędzać noc sylwestrową. Okazuje się jednak, że jest inny sposób na to, by Nowy Rok świętować kilkukrotnie. I to o wiele mniej zwariowany.

sobota, 15 czerwca 2013

Na spotkanie nosorożcom z Chitwan.

Gdyby jeszcze rok temu ktoś zadał mi pytanie, co ciekawego można zobaczyć w Nepalu, bez zastanawiania odpowiedziałbym że Himalaje. Po chwili dodałbym pewnie, że interesujące mogą być także lokalna kultura oraz życie ludzi i na tym skończyłbym swój wywód. Do głowy by mi nawet nie przyszło, że nepalska dżungla, o której istnieniu też dowiedziałem się dopiero niedawno, jest domem dla wielu rzadkich gatunków zwierząt. Tygrysy, słonie, krokodyle, małpy i nosorożce oraz niezliczona ilość egzotycznych ptaków - buzia sama otwiera się z zachwytu. Będąc w Nepalu nie było więc opcji, abyśmy nie skorzystali z okazji i nie ruszyli na spotkanie tak wyjątkowej gromadki.

sobota, 8 czerwca 2013

Pokhara z lotu ptaka.

Koniec treku dookoła Annapurny witałem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony zmęczenie górską wędrówką porządnie dawało się już we znaki i trzeba było w końcu solidnie wypocząć, z drugiej jednak. naprawdę ciężko mi było rozstawać się z Himalajami. Poza tym świadomość powrotu do miejskiej dżungli niekoniecznie napawała mnie radością. Całe szczęście, że Pokhara okazała się bardzo przyjemnym miejscem, prawie niczym nie przypominającym zakopconego Katmandu. W takich warunkach śmiało mogliśmy wracać do cywilizacji.

środa, 29 maja 2013

W 16 dni dookoła Annapurny.

- Aga, dobrze się czujesz? - zapytałem dysząc ciężko niczym lokomotywa z wiersza Tuwima. Moja dzielna Pchełka wyglądała bardzo niewyraźnie. Stała przede mną zgięta w pół wsparta na kijkach i próbowała złapać oddech. Byliśmy w drodze na przełęcz Thorong La (5416m n.p.m) jakieś 200 metrów do celu. Po krótkiej chwili, już trochę zatroskany ponowiłem swoje pytanie. Aga wyciągnęła rękę i wyprostowała kciuk dając tym samym znak, że wszystko jest w porządku. Kilka sekund później, zebrawszy wystarczającą ilość energii, podniosła głowę i rzuciła w moim kierunku:
- Nienawidzę cię, że mnie tu zabrałeś!!!

Thorong La Pass - 5416m

środa, 8 maja 2013

Himalaje szykujcie się. Nadchodzimy!

Jejejejeje!!! Nareszcie w Nepalu. Na przyjazd tutaj czekałem z niecierpliwością od samego początku Podróży w Nieznane. W myślach odliczałem kolejne dni do momentu, w którym w końcu ujrzę Himalaje i białe szczyty 8-tysięczników. Kraj na mojej liście wymarzonych miejsc do zobaczenia pojawił się ledwie rok temu i od razu zawitał na jej samym szczycie. Marzenie podsycałem czytając książki o tematyce górskiej (Jerzy Kukuczka, Joe Simpson czy Martyna Wojciechowska), próbując przy tym zrozumieć co motywuje ludzi do wypraw w tak niebezpieczne miejsca. Jednoznacznej odpowiedzi niestety nie znalazłem, ale mam nadzieję że pobyt u stóp najwyższych gór na Ziemi odsłoni mi rąbek owej tajemnicy.

środa, 24 kwietnia 2013

Kuala Lumpur - powrót do przyszłości.

Planując Podróż w Nieznane wizyty Malezji w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Jednak gdy tylko nadarzyła się okazja od razu postanowiliśmy ją wykorzystać. Aby dostać się z Birmy do Nepalu mogliśmy lecieć przez Bangkok albo przez Kuala Lumpur, a że w stolicy Tajlandii byliśmy już dwukrotnie, wybór był oczywisty. I choć KL ("kej el", tak na swoją stolicę mówią Malezyjczycy) to tylko namiastka Malezji, pobyt tutaj był niezłą okazją, aby choć trochę poznać ten kraj i jego ludzi.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Yangon, czyli birmańskie ostatki.

Na plaży w Chaung Tha byczyliśmy się całe 4 dni, po czym stwierdziliśmy że odpoczęliśmy już chyba wystarczająco i możemy ruszać w dalszą drogę. Ostatnim przystankiem birmańskiej objazdówki było Yangon. Po 2 dwóch tygodniach w Birmie, jej stolicę wyobrażaliśmy sobie jako kumulację hałasu, smogu, kurzu oraz śmieci, czyli wszystkiego co nam dotychczas uprzykrzało życie. Tymczasem okazało się, że miasto jest o wiele bardziej "cywilizowane" od widzianych przez nas miejsc. Niemniej do europejskich standardów nadal mu jednak daleko, ale wydaje mi się, że w tym przypadku to akurat atut.

czwartek, 11 kwietnia 2013

W stronę birmańskich plaż.

Podróżowanie po Azji może być relatywnie łatwe, lekkie i przyjemne. Może jednak dostarczać również skrajnie negatywnych emocji. Wiele zależy czym i gdzie będziemy się przemieszczać. Po 5 dniach obcowania z naturą nad jeziorem Inle postanowiliśmy skoczyć na birmańską plażę, aby się trochę pobyczyć i podładować akumulatory na dalsze wojaże (tak, wbrew pozorom, dłuższe podróżowanie może być męczące). I właśnie ten skok na zachodnie wybrzeże Birmy był dla nas ekstremalnym doświadczeniem, które nawet gdybyśmy nie chcieli i tak zapamiętamy do końca życia.

sobota, 16 marca 2013

Czerwone zachody nad Inle Lake.

Jezioro Inle Lake wyobrażaliśmy sobie jako ciche miejsce, gdzie będzie można się trochę zrelaksować na zacisznej plaży, popływać w chłodnej wodzie i pobyć na łonie natury. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna. Plaż w ogóle nie było, ciszę skutecznie zakłócały niezliczone łodzie motorowe, które non stop obwoziły turystów, a ewentualna kąpiel wiązała się z pewnym toaletowym ryzykiem, tonącym na dnie jeziora. Nie oznacza to jednak, że od razu chcieliśmy stamtąd uciekać. Miejsce, mimo wspomnianych wyżej minusów, okazało się bardzo wyjątkowe, a pobyt tutaj na pewno będziemy długo wspominać. Pozytywnie!

środa, 13 marca 2013

Pagodowanie w Bagan.

Podróż autobusem z Mandalay do Bagan miała trwać 7 godzin, od 22 do 5. Stwierdziliśmy więc, że jest to całkiem dobre rozwiązanie, bo będziemy mogli przespać, nie stracimy dnia na podróż, a także zaoszczędzimy pare dolków na noclegu. Plan był całkiem dobry, a ewentualne opóźnienie, którego byliśmy niemal pewnie, działało na naszą korzyść. Okazało się jednak, że teoria teorią, ale w praktyce wygląda to trochę inaczej. Możecie sobie wyobrazić nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że podróż zamiast planowanych 7, trwała tylko 4.5h!

sobota, 9 marca 2013

Szok kulturowy w Birmie

Już pierwsze godziny po przylocie do Birmy (obecnie zwanej Myanmar - my dla ułatwienia czytającym pozostaniemy przy wersji używanej w Polsce) zwiastowały, że wizyta w tym kraju będzie inna od dotychczasowych. I nawet nie chodzi o to, że na lotnisku zostaliśmy zaatakowani przez kilkunastu taksówkarzy, którzy niemal siłą, popychając nas na zmianę, próbowali doprowadzić do swoich samochodów. Dość podobne sytuacje zdarzały się już bowiem w Meksyku, a nawet w Kanadzie. Mam na myśli to, co zobaczyliśmy po wyjściu na zewnątrz po kontroli paszportowej. Przez dłuższą chwilę nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że jakimś cudem przenieśliśmy się w czasie. To był chyba tak zwany szok kulturowy.

Mingalabar Myanmar

wtorek, 5 marca 2013

Bangkok po raz drugi.

2 dni, które spędziliśmy w Bangkoku przed wolontariatem ze słoniami, pozwoliły nam tylko trochę liznąć miasto, gdyż na stolicę Tajlandii pewnie i tydzień to za mało. Niemniej jednak do tej miejskiej dżungli wracaliśmy bardziej z musu niż z wyboru (naszym celem było wyrobienie wizy myanmarskiej), zwłaszcza po okresie spędzonym na tajlandzkich peryferiach. Nie oznacza to jednak, że jechaliśmy tam za karę. W końcu to Bangkok, a tam się przecież chyba nie można nudzić.

środa, 27 lutego 2013

7 dni pośród Słoni

Kiedy tylko w naszych głowach zaświtał pomysł o podróży do Azji, niemal w tym samym momencie pomyślałam: koniecznie muszę zobaczyć słonie! Uwielbiam obserwować zwierzęta, a już szczególności te dzikie w naturalnym środowisku. Do tej pory przygody ze zwierzakami były zawsze najlepszą częścią naszych wypraw - już na samo wspomnienie o skaczących orkach na Alasce czy o pływającym misiu Yogi w Yellowstone od razu mam gęsią skórkę.

niedziela, 17 lutego 2013

Bangkok po raz pierwszy.

O Bangkoku słyszeliśmy już wiele różnych opinii, często skrajnych, więc nie mogliśmy się wręcz doczekać, aby sprawdzić na własnej skórze jakie będą nasze odczucia po pobycie w stolicy Tajlandii. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, że miasto nas przytłoczy i już na dzień dobry będziemy czuć się zagubieni jak ruda Lucky na ulicach Toronto. Okazało się jednak, że Bangkok jest o wiele spokojniejszy niż nam się wydawało i mimo niewielkich przygód udało nam się ogarnąć temat śpiewająco.

Tuk Tuk w Tajlandii to jedna z najpopularniejszych form transportu.

niedziela, 10 lutego 2013

Nurek - to brzmi dumnie.

Koh Tao to niewielka wysepka w zatoce Tajlandzkiej, która poza backpakerskim klimatem i wolno płynącym czasem znana jest również jako miejsce, gdzie wiele osób zaczyna swoją przygodę z nurkowaniem. Na Koh Tao na każdym kroku można spotkać szkoły scuba divingu (było też kilka ofert free divingu, czyli nurkowania bez żadnego sprzętu, ale tym razem się nie skusiliśmy), które oferują chyba wszystko, co może sobie wymarzyć każdy nurek. Nas ściągnęła w te strony właśnie chęć zrobienia kursu, dzięki któremu moglibyśmy odkrywać Azję również pod wodą.

wtorek, 5 lutego 2013

Welcome to the Dżungla.

Ciężko było nam się rozstawać z plażą Tonsai, ale czekały na nas kolejne niesamowite miejsca do zobaczenia więc trzeba było się zbierać. Za radą naszych znajomych, Piotrka i Kasi ze Słupska, postanowiliśmy udać się do Khao Sok, aby zobaczyć prawdziwą Tajlandzką dżunglę, która rzekomo jest starsza i bardziej zróżnicowana niż lasy deszczowe Amazonii. Dojazd do celu w teorii wydawał się banalnie prosty, zwłaszcza że kupiliśmy bezpośrednie bilety. O tym, że w Tajlandii nic nie jest do końca takie na jakie wygląda, przekonaliśmy się jednak na własnej skórze.

Wodna brama do parku narodowego Khao Sok.

sobota, 2 lutego 2013

W poszukiwaniu niebiańskich plaż.

No i jesteśmy w Tajlandii. Po 16 godzinach lotu z tylko 2 przesiadkami i 1 godziną spóźnienia w końcu wylądowaliśmy w Azji. Od dawna zastanawialiśmy się jakie będą nasze pierwsze wrażenia, gdy w końcu postawimy stopy na tajskiej ziemi. Ja spodziewałem się świątyń na każdym kroku oraz małych Tajów biegających wszędzie dookoła. Aga natomiast nie mogła się doczekać widoku niebiańskich plaż i zwierzaków, które w Polsce można znaleźć tylko w zoo. Po przybyciu na Phuket szybko zostaliśmy jednak sprowadzeni na ziemię. I nawet nie chodzi o deszcz, który padał niemal całą noc, ale o to co zastaliśmy w Patong - pierwszej miejscowości podczas naszej podróży.

Tak wygląda nasze życie na walizkach.

piątek, 25 stycznia 2013

Już nie Tu, ale jeszcze nie Tam.

Po powrocie z Irlandii, mieliśmy spędzić w Polsce trochę ponad 2 tygodnie i sam nie wiem czemu ale sądziłem że ten pobyt będzie trochę dłuższy. Wizyty u rodziny, imprezy ze znajomymi, załatwianie spraw związanych z podróżą oraz innych różnych pierdół sprawiły, że 16 dni przeleciało nam przed oczami jak Kubica za najlepszych lat w Formule 1. Na szczęście mimo podkręconego tempa wszystko udało się ogarnąć, dzięki czemu na lotnisko w Gdańsku ruszaliśmy ze spokojnymi głowami. A czy czegoś zapomnieliśmy wyjdzie dopiero w praniu.

Przeprowadzek i pakowania ciąg dalszy.

piątek, 11 stycznia 2013

Lajfstajl czy nie Lajfstajl - oto jest pytanie.

Uwielbiamy odwiedzać najrozmaitsze kraje, poznawać różne kultury i nawiązywać nowe kontakty. Bez dwóch zdań podróżowanie jest dla nas stylem życia. Mamy jednak wątpliwości czy styl życia to dokładnie to samo co lajfstajl! Takich wątpliwości nie mieli jednak organizatorzy konkursu na bloga roku wkładając blogi podróżnicze do szufladki pięknie, bo z angielska, nazwanej Lifestajl. Ponadto gwoździa do trumny przybili dając taki opis: Do tej kategorii zapraszamy wszystkich, którzy świetnie czują się w szeroko rozumianych tematach life-stylowych (od mody po design). Od mody po design?!?! WTF?

środa, 9 stycznia 2013

Irlandia, czyli tam i z powrotem.

No i stało się. W poniedziałek, po prawie rocznym pobycie w Irlandii (do całego roku zabrakło dosłownie kilku dni), wróciliśmy do Polski. Nie wiemy jeszcze czy to ostateczny rozbrat z Zieloną Wyspą, czy może tylko kolejna dłuższa przerwa, ale i tak z żalem rozstawaliśmy się ze znajomymi oraz ulubionymi miejscami w Dublinie. Ciężko dokładnie zliczyć który to już raz pakujemy wszystkie swoje klamoty i przenosimy się w inne miejsce, ale tak na oko wychodzi coś mniej więcej w okolicach 25 przeprowadzek w ciągu ostatnich 10 lat. Pewne jest natomiast to, że zaczynamy być w tym niekwestionowanymi specjalistami.

wtorek, 1 stycznia 2013

Jaki Nowy Rok taki cały rok.

Pstryk i kolejny rok minął bezpowrotnie. Minął i pozostały tylko wspomnienia. Za każdym razem 1 stycznia uzmysławiam sobie jak nieubłagany jest czas. Wariat leci na złamanie karku i nawet na chwilę nie zatrzymuje się by zrobić sobie krótką przerwę. Niby jest 365 dni, a pamięta się jedynie te najważniejsze wydarzenia, które zazwyczaj można policzyć na palcach jednej dłoni, rzadziej obu. Dlatego tak ważne dla mnie jest dążenie do tego, aby na koniec każdego roku móc zrobić rachunek sumienia i każdemu z palców (może nawet tych u stóp) móc przypisać wartościowe zdarzenie.

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE