poniedziałek, 17 października 2011

Yellowstone - pierwsza planeta od Słońca

Jadąc do Yellowstone sami nie wiedzieliśmy czego się tak naprawdę spodziewać. Słyszeliśmy, że park jest niesamowity i że bezskutecznie można by szukać drugiego takiego miejsca na Ziemi. Coś też zapamiętaliśmy z odległych już lekcji geografii oraz z niezapomnianej bajki o pociesznym miśku Yogim. 4 dni spędzone w Yellowstone dały nam jednak możliwość zweryfikowania cudzych opinii oraz własnych wyobrażeń. Teraz pora na was, abyście poznali nasze zdanie na temat najstarszego parku narodowego w USA.

Zapatrzeni w gejzer Daisy

Jadąc do Yellowstone nie nastawiajcie się na spektakularne widoki, bo takich tu nie znajdziecie. Tym, co sprawia że park ten jest tak wyjątkowy, to unikalne położenie na terenach wulkanicznych. Konsekwencją takiej lokalizacji jest niesamowite nagromadzenie gorących źródeł, gejzerów oraz innych zbiorników z wrzącą wodą. Takiego skupiska hydrotermalnych cudów natury (łącznie około 10,000) nie ma chyba w żadnym innym miejscu na świecie. Momentami można się poczuć jakby się było na innej planecie. Wszędzie coś dymi, bulgocze, a do tego pachnie zgniłymi jajami - prawie jak w domowej kuchni.

Jezioro Grand Prismatic Lake

Tęcza wulkanicznyh kolorów

Kosmiczne widoki w Yellowstone

Wszędzie znaki, żeby uważać na wrzącą wodę

Po przyjeździe do Yellowstone zostaliśmy uraczeni przepiękną pogodą. Przez cały czas było słonecznie, a momentami wręcz upalnie. Noclegi na parkowych kempingach, Mammoth Hot Springs oraz Madison Campground, też były bardzo ciepłe z temperaturą w okolicach 10 stopni. Dopiero ostatnia nocka dała nam lekko w kość. Temperatura bowiem, z około 25 w ciągu dnia, spadła bez żadnego ostrzeżenia poniżej 0. Momentalnie odżyły wspomnienia z biwakowania na Alasce. Dobra lekcja żeby nigdy nie lekceważyć gór - było nie było większość parku położona jest na wysokości ponad 2,000 metrów.

Słoneczna pogoda przy Mammoth Hot Springs

Wędkowanie "na muchę" jest w parku bardzo popularne

Mimo spadku temperatury humory cały czas dopisują

4-dniowy pobyt w Yellowstone pozwolił nam dość mocno poczuć klimat parku. Do tej pory, w trakcie naszej wymarzonej podróży, w żadnym innym miejscu tak długo nie przebywaliśmy. Taka ilość czasu umożliwiła nam odwiedzenie praktycznie każdej części tego wielkiego obszaru chronionego. Zaraz po przyjeździe, po raz pierwszy w życiu mieliśmy okazję kąpać się w gorących źródłach. I to nie byle jakich. Wrzące strumienie spływające z Mammoth Hot Springs wprost do Gardner River sprawiały, że mimo przebywania w pozornie zimnawej rzece, można się było się taplać w gorącej wodzie.

Zasłużone grzanie tyłka w gorących źródłach

Skały całkiem podobne do irlandzkch Giant Causeway

Kolejne dni też obfitowały w wiele niesamowitych nowości. Weźmy choćby widok gejzera wystrzeliwującego rozgrzaną wodę na wysokość kilkudziesięciu metrów. Zdumiewające przeżycie. I choć podczas spektaklu przy Old Faithfull - najbardziej znanym w parku gejzerze, poczuliśmy się nieco zawiedzeni, to chwilę później, podczas spaceru po Upper Geyser Basin, mogliśmy podziwiać w o wiele bardziej kameralnej atmosferze popisy dwóch mniej popularnych wodotrysków - Daisy oraz Riverside Geyser.

Gejzer Old Faithfull

Daisy wraz z Agą w całej urodzie

Knight Rider

Najbardziej niesamowitą niespodziankę zgotowały jednak dla nas parkowe zwierzaki. Najpierw popis dało stado bizonów, które podobnie jak niegdyś polscy rolnicy, wyszło na drogę wprost przed nasz samochód. Nie muszę chyba wspominać, że michy mieliśmy rozdziawione do samej ziemi. Podobna sytuacja zdarzyła się zresztą jeszcze dwa razy podczas naszego pobytu w Yellowstone. Niemniej jednak za każdym razem byliśmy zajarani jakby to był pierwszy raz. Takich przeżyć chyba nigdy nie ma się dosyć.

Na czołówkę z bizonem

Jedno z wielu bizonowych stad w parku

Prawie jak żubr

Gwoździem programu był jednak zupełnie inny zwierz. Nie kto inny jak tylko miś Yogi we własnej osobie. Podczas przejażdżki wokół jeziora Yellowstone, totalnie przypadkiem zauważyliśmy, że coś porusza się w wodzie. Najpierw myśleliśmy, że to wyrośnięty bóbr. Później, że może jakiś łoś. Ostatecznie okazało się, że niezidentyfikowanym obiektem pływającym był niedźwiedź grizzly. Do tego momentu nie zdawaliśmy sobie sprawy, że miśki są tak dobrymi pływakami. Nasz bohater pokonał bowiem w bardzo dobrym tempie jakieś pięć kilometrów wpław. Najpierw wzdłuż jeziora, a potem na przeciwległy brzeg. I to wszystko na naszych oczach. Cały spektakl trwał jakieś półtorej godziny. Pod koniec na miśka czekały już niemal tłumy i to, nie chwaląc się, dzięki nam. Dokładniej rzecz biorąc dzięki Wojtkowi, który wręcz zatrzymywał mijające samochody, aby uświadomić ludzi co się dzieje. Można nawet powiedzieć, że zrobiliśmy tzw. bear jam czyli korek uliczny spowodowany przez turystów, którzy zatrzymali się, aby nacieszyć się widokiem niedźwiedzia. Takiego spektaklu nie spodziewaliśmy się nawet w najśmielszych snach. Ta historia z miejsca stała się jedną z najciekawszych przygód podczas naszej podróży.



Yogi pływający pieskiem

W poszukiwaniu przekąski



Bear jam

Wyjeżdżając z Yellowstone mieliśmy dość mieszane uczucia. Nie wiem jak to wytłumaczyć, bo nasz pobyt w parku był naprawdę super i zobaczyliśmy sporo różnych niespotykanych na co dzień atrakcji. Może chodzi o to, że nasze oczekiwania były zbyt wysokie. Sam nie wiem. Tak czy siak park jest niesamowity i jeśli tylko będziecie mieli okazję, to koniecznie go odwiedźcie.

Adios Yellostone

Na koniec jeszcze zahaczyliśmy o Park Narodowy Grand Teton, który jest południowym sąsiadem Yellowstone. Mimo nie wielkiej odległości między dwoma parkami Grand Teton to zupełnie inne miejsce. Nie ma tu śladu wulkanicznej działalności, a główną atrakcją są góry Teton z najwyższym szczytem sięgającym 4199m. Większość czasu jaki przeznaczyliśmy na ten park, spędziliśmy na szlaku Hidden Falls - bardzo przyjemna trasa z całą masą pięknych widoków. Udało nam się również zobaczyć 2 bobry, które tuż przy brzegu jeziora Jenny Lake wcinały sobie liście. O ile mnie pamięć nie myli, to pierwszy raz w życiu widziałem bobra.

Pasmo gór Teton

Chcielibyśmy latać

Widoki na szlaku Hidden Falls

Bobry w akcji

Pozostając w temacie zwierząt to na wieczór trafiliśmy jeszcze na rykowisko jeleni. Zwierzaki dały taki koncert, że aż ciarki po całym ciele przechodziły. Dźwięki jak w którymś z filmów Hitchcocka. To była ostatnia atrakcja rodem ze stanu Wyoming. Prosto z parku Grand Teton bowiem, ruszyliśmy w stronę Utah, gdzie czekała już na nas chyba największa ilość parków i atrakcji. Ale o tym dopiero w kolejnym odcinku.

Jeleń na rykowisku



1 komentarz:

  1. no super, mama tez oglądała i prosi o jeszcze buziaki JP

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE