No i wróciliśmy na nasze stare "zielone śmieci". Zawitaliśmy niemal jak do domu, gdzie z otwartymi rękoma i butelką szampana czekały na nas Szwedziki. Mało tego, Aga od razu następnego dnia po przylocie pognała na 9 rano do pracy, więc momentalnie wszystko wróciło do stanu sprzed wyjazdu do Kanady. Trochę jakbyśmy obudzili się z pięknego snu, bo ktoś nas uszczypnął. I wcale nie chodzi o to, że Irlandia jest dla nas koszmarem, bo jest wręcz przeciwnie. Mam na myśli to, że minęło prawie półtora roku i po niewiarygodnie udanym pobycie w Toronto oraz absolutnie fantastycznej 3-miesięcznej Podróży Marzeń znów jesteśmy w punkcie wyjścia. Czasami nawet mam wrażenie jakbyśmy nigdy nie wyjechali z Dublina.
Zielono nam!