środa, 2 maja 2012

Najwyższe klify w Europie zdobyte!

Brzmi godnie, ale niestety informacja zawarta w tytule jest tylko połowicznie prawdziwa. Zgadza się jedynie to, że podczas weekendowego wypadu do hrabstwa Donegal udało nam się wejść na szczyt Slieve League, które rzekomo są najwyższymi klifami w Europie. Niestety po raz kolejny okazało się, że irlandzkie rekordy niewiele mają wspólnego z prawdą. Dzięki wrodzonej skłonności Irlandczyków do koloryzowania, do tej pory mieliśmy okazję przechadzać się najdłuższą promenadą w Europie (Salthill w Galway) oraz podziwiać jelenie w największym parku miejskim (Phoenix Park w Dubinie). Teraz na tej liście mamy również najwyższe klify.

Klify Slieve League - fałszywy rekordzista.

Na szlaku Pilgrim's Path można spotkać nie tylko ludzi.

Widok na Atlantyk ze szczytu Slieve League (601m).

Po krótkim poszukiwaniu okazało się, że klify Slieve League ledwo mieszczą się w pierwszej 5 europejskich kolosów (biorąc pod uwagę jedynie klify wznoszące się nad wodą). Mało tego na 2. miejscu tego zestawienia możemy znaleźć lokalnego konkurenta. Zresztą zobaczcie sami:

750m - Cape Enniberg (Wyspy Owcze)
688m - Croaghaun (Achill Island, Irlandia)
621m - Vixía Herbeira (Northern Galicia, Hiszpania)
604m - Preikestolen (Norwegia)
601m - Slieve League (Irlandia)

Wynika z tego, że będąc na Zielonej Wyspie należy z dużą rezerwą podchodzić do irlandzkich rekordów. Czego bowiem człowiek nie wymyśli, żeby przyciągnąć nieświadomych turystów.

Korek uliczny po irlandzku

Owieczki na wypasie.

Co nietkórzy by zrobili żeby mieć taki widok z okna?

Pomijając opisany wyżej szczegół, klify Slieve League zaliczyć można do ciekawszych miejsc na wyspie. Stroma ściana górskiego zbocza ostro zbiega prosto do Atlantyku tworząc niebywały krajobraz. I choć klify w Donegal nie są tak dramatyczne jak słynne Mohery, to jednak biją one konkurenta z county Clare na głowę. Brak stada turystów i możliwość obcowania sam na sam z naturą to główne atuty przemawiające za tym miejscem. Razem z Agą i Lucky spędziliśmy tam całe sobotnie popołudnie chłonąc górsko-oceaniczne widoki oraz rozkoszując się nadspodziewanie piękną pogodą. Bardzo niewiele brakowało, a cały dzień upłynąłby nam pod znakiem słońca, co w Irlandii, a zwłaszcza w hrabstwie Donegal, jest czymś niebywałym.

Silver Strand Beach - jedna z piękniejszych plaż w całej Irlandii.

Ta sama plaża tylko z trochę innej perspektywy.

Wiejskie drogi na zachodnim końcu wyspy.

W trakcie wizyty na zachodnim wybrzeżu bardzo często z Agą zastawialiśmy się z czego utrzymują się mieszkańcy hrabstwa Donegal. Jakiegokolwiek przemysłu chyba próżno tutaj szukać. No może przetwórstwo ryb gdzieś się uchowało, bo akurat potencjał Atlantyku jest tutaj dość spory. Z naszych spostrzeżeń doszliśmy do wniosku, że musi to być hodowla owiec i krów, których jest w tym rejonie tysiące, a także drobna turystyka (czyt. b&b, hostele i hotele), choć ze względu na zmienną pogodę ciężko nam powiedzieć kiedy wypada tu sezon turystyczny. Jest jeszcze produkcja torfu, którego składy co rusz mijaliśmy po drodze, ale sami nie wiemy na jaką skalę mogłaby ona być prowadzona. A może ktoś z was rozgryzł tą zagadkę i byłby chętny rzucić trochę światła na ten nie do końca dla nas jasny temat.

Będąc w Donegal można odnieść wrażenie, że jest tu więcej owiec niż ludzi.

Rybny biznes ma się całkiem dobrze, tylko czasem wody brak.

Język irlandzki w wersji gaelickiej.

W niedzielę natomiast zostawiliśmy górzyste wybrzeże północno-zachodniej Irlandii i przenieśliśmy się do Irlandii Północnej. Miejsce, do którego zawitaliśmy polecił nam bardzo pomocny gospodarz hostelu w Donegal, gdzie spędziliśmy 2 noce. Rekomendowaną atrakcją były jaskinie Marble Arch Caves. Tym sposobem wylądowaliśmy kilka metrów pod ziemią i niczym Flinstonowie próbowaliśmy się odnaleźć w jaskiniowych czterech kątach. Pomagała nam w tym młoda przewodniczka, dzięki której nasza 5-osobowa grupa bez szwanku pokonała ponad 1.5 kilometrową trasę najeżoną stalaktytami i stalagmitami. W sumie to nie było tak strasznie, choć momentami można było się poczuć jak Indiana Jones podczas jednej ze swoich szalonych przygód.

Dla zmęczonych naturą - zamek w Donegal.

Podziemne korytarze jaskiń Marble Arch.

Stalaktyty - do wyboru do koloru.

Weekendy takie jak nasz, mimo że nieprzerwanie za krótkie (no chyba, że jesteśmy w Polsce i akurat wypada 9-dniowa majówka), zawsze dają pozytywnego kopa, który starcza na kolejny tydzień, góra dwa. County Donegal zauroczyło nas swoją dosyć surową przyrodą i w naszym małym rankingu najpiękniejszych hrabstw na Zielonej Wyspie jest w ścisłej czołówce. Mam wrażenie, że każdy miłośnik aktywnego spędzania czasu na świeżym powietrzu poczuje się tutaj jak w domu.

Skoro starsi ludzie mogą spędzać czas aktywnie, to i my możemy!

Pogoda w Irlandii nas ostatnio nie rozpieszcza (też mi nowina), dlatego z Agą postanowiliśmy spakować manatki i zmienić klimat na trochę bardziej łaskawy. Tym sposobem irlandzką majówkę spędzimy w jednej z europejskich stolic, gdzie życie to nieprzerwana uczta, a piłka nożna jest drugą religią (niektóre źródła mówią, że nawet pierwszą). Jedziemy naładować akumulatory słońcem i zobaczyć, co się dzieje w mieście, w którym nas jeszcze nie było. A jak już się dowiemy, to spiszemy i podzielimy się z wami naszymi wrażeniami.

Do zobaczenia wkrótce!

2 komentarze:

  1. Bardzo piękne zakątki, a ja myślałem ,że już najładniejsze widziałem. Najbardziej podoba mi się jako zodiakalnemu baranowi, że jest więcej owieczek niż ludzi.No i oczywiście Lucky, na jednym zdjęciu widać ,że też się dziwi ,że tu jeszcze nie była. jp

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka piękna plaża! I te widoki... pozazdrościć wyprawy :)

    Pozdrawiam
    http://mojepodrozemaleiduze.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE