wtorek, 16 kwietnia 2013

Yangon, czyli birmańskie ostatki.

Na plaży w Chaung Tha byczyliśmy się całe 4 dni, po czym stwierdziliśmy że odpoczęliśmy już chyba wystarczająco i możemy ruszać w dalszą drogę. Ostatnim przystankiem birmańskiej objazdówki było Yangon. Po 2 dwóch tygodniach w Birmie, jej stolicę wyobrażaliśmy sobie jako kumulację hałasu, smogu, kurzu oraz śmieci, czyli wszystkiego co nam dotychczas uprzykrzało życie. Tymczasem okazało się, że miasto jest o wiele bardziej "cywilizowane" od widzianych przez nas miejsc. Niemniej do europejskich standardów nadal mu jednak daleko, ale wydaje mi się, że w tym przypadku to akurat atut.


Z wybrzeża do Yangon, mając jeszcze świeżo w pamięci oryginalnego bus tripa przez pół kraju, dojechaliśmy bezpośrednio autobusem turystycznym, na który zjawiliśmy się z 30-minutowym zabezpieczeniem. Obyło się bez przygód, choć od ciągłych wywijasów na krętej drodze Aga momentami asekurowała się foliowym woreczkiem. W stolicy powitał nas polski komitet powitalny. Kasia, nasza koleżanka z Irlandii, za namową brata Marka postanowiła przenieść się do Birmy i tutaj rozpocząć nową pracę, a także życie. Mając już 2-miesięczne doświadczenie została jednogłośnie nominowana na naszego lokalnego przewodnika. Później okazało się jednak, że niektóre miejsca, które odwiedzaliśmy razem, podobnie jak my widziała po raz pierwszy.

Polskie psiapsiułki z Irlandii w Birmie.

Bezpieczeństwo ważne w pracy...

...i poza pracą.

Wspomniałem już, że Yangon znacznie różni się od innych miast. Nie tylko jest nowocześniejszy, czystszy ale także cichszy. W wielu miejscach można znaleźć znaki, które zakazują trąbienia. Mało tego, w centrum stolicy zabroniony jest ruch skuterów i motocykli. Ponoć wszystko dlatego, że jakiś generał (albo inna wysoko postawiona szycha) został przez takowy potrącony i w przypływie złości ustalił takie prawo. Z naszego punktu widzenia to bardzo dobra zmiana, ale jestem pewien, że nie wszyscy lokalsi są z tego powodu zachwyceni. Jeśli chodzi o brud w stolicy to można odnieść wrażenie, że jest tego znacznie mniej niż w pozostałych miejscach, ale tak czy siak osoba jadąca tam bezpośrednio z Europy będzie mocno zaskoczona.

Lokalne autobusy. Nie dość że mega tanio to jeszcze jaki klimat podróżowania.

Street view restaurant.

Według przewodników główne atrakcje stolicy to przede wszystkim świątynie oraz budowle postkolonialne będące pozostałością wpływów Brytyjskich. Dla nas jednak najfajniejszą rozrywką było spacerowanie ulicami, gdzie z bliska mogliśmy przyglądać się mieszkańcom i ich życiu codziennym. Często towarzyszyło nam uczucie, że jesteśmy w latach 70-80, bo mijana sceneria nijak nie pasowała do naszej rzeczywistości. Stoiska z telefonami zamiast budek telefonicznych, punkty krawieckie z retro maszynami do szycia bezpośrednio na chodniku czy sprzedawcy różnych starych dupereli przydatnych tych nie koniecznie (choć ci ostatni zdarzają się także w Polsce). Ciekawie było też w dzielnicach chińskiej i indyjskiej. Chociaż już wielokrotnie odwiedzaliśmy podobne miejsca w innych krajach, to trzeba przyznać że Birmańska wersja działa na zmysły (cały czas jednak nie mieliśmy okazji zobaczyć oryginałów). Szczególnie wizyta na straganach z żywnością, gdzie świeże ryby oblegane przez muchy sprzedawane są niemal prosto z ziemi, a na kurczakach można by się uczyć anatomii, zrobiła na nas mocne wrażenie. Aga chyba jak nigdy wcześniej cieszyła się, że została wegetarianką.

Świeży kurczak. Mam wrażenie że jeszcze ciepły. jeszcze ciepły.

Zestaw rupieci jak na polskiej giełdzie.

Masz coś do szycia!?!

Budka telefoniczna w Yangon.

Na zakończenie wizyty w Yangon zostawiliśmy sobie kilka lokalnych świątyń. I bynajmniej nie dlatego, że na koniec zazwyczaj zostawia się to co najlepsze. Przez ostatnie 3 tygodnie zobaczyliśmy już całkiem sporo stup, pagód oraz innych świętych budowli (a doliczając miesiąc w Tajlandii będzie tego razem od groma i ciut ciut) i szczerze mówiąc średnio nas ciągnęło do kolejnych. Niemniej jednak Shwedagon Pagoda na tle innych świątyń w Birmie prezentowała niezwykle okazale. Zwłaszcza po zachodzie, gdy sztucznie oświetlona budowla mieniła się kolorami złota. Dodatkowego klimatu dodawały natchnione śpiewy młodych mniszek oraz modlący się mnisi, których było chyba niemal tyle samo co turystów. Ja w sumie też wyglądałem bardziej jak lokalny niż przyjezdny, a wszystko za sprawą Lungi, tradycyjnego stroju birmańskiego, który dostałem na wejściu żeby zakryć nogi.

Shwedagon Pagoda.

Konkurs piękności (ta ukryta też się liczy).



Tym sposobem upłynęły nam prawie 3 tygodnie w Birmie. Na pewno było inaczej niż we wszystkich odwiedzonych przez nas do tej pory państwach. Orientalnie, zaskakująco i czasami śmiesznie, ale także brudno, głośno i męcząco. Przed przylotem tutaj czytaliśmy o dziewiczym kraju i niezwykłych ludziach. Być może nasze oczekiwania były wygórowane, ale nie do końca zobaczyliśmy to czego się spodziewaliśmy. Turyści, mimo że nadal nie jest ich tutaj tak wielu jak w sąsiedniej Tajlandii, zazwyczaj traktowani są jak skarbonki z pieniędzmi. Wszyscy chcieliby jego dolary, ale w zamian niezbyt wiele oferując. Takie jest przynajmniej nasze wrażenie. Spotkaliśmy też jednak sporo pozytywnych ludzi (m.in. w Mandalay), którzy zagadywali bezinteresownie lub spieszyli z pomocą, kiedy uważali, że takowa może nam się przydać. Także dzieciaki, niezwykle pozytywne i skore do zabawy, wielokrotnie sprawiały że na naszych twarzach pojawiał się uśmiech. Stąd mamy dość mieszane uczucia opuszczając ten kraj. Dla mnie była to bardzo ciekawa przygoda i mimo niektórych dziwnych sytuacji raczej z sentymentem będę wracał we wspomnieniach do tej wizyty. U Agi natomiast liczba minusów póki co przeważa nad plusami i jak sama przyznaje cieszy się, że w końcu zmieni otoczenie. Zdaje mi się jednak, że oboje nie prędko do Birmy wrócimy - naszym zdaniem są piękniejsze kraje.


PS. Jeśli ktoś z was jest zainteresowany śledzeniem losów Kasi oraz jej brata Marka, albo szuka różnych ciekawostek o życiu w Birmie, to gorąca zachęcam do czytania ich blogów:
www.życiewtropikach.pl
www.kasialenarcik.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE