sobota, 8 czerwca 2013

Pokhara z lotu ptaka.

Koniec treku dookoła Annapurny witałem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony zmęczenie górską wędrówką porządnie dawało się już we znaki i trzeba było w końcu solidnie wypocząć, z drugiej jednak. naprawdę ciężko mi było rozstawać się z Himalajami. Poza tym świadomość powrotu do miejskiej dżungli niekoniecznie napawała mnie radością. Całe szczęście, że Pokhara okazała się bardzo przyjemnym miejscem, prawie niczym nie przypominającym zakopconego Katmandu. W takich warunkach śmiało mogliśmy wracać do cywilizacji.


Pierwsze co zrobiliśmy po przyjeździe do Pokhary, to udaliśmy się na sytą ucztę. Soczysty stek z jaka oraz chrupiąca ryba z grila były naszą nagrodą za wysiłek podczas treku, a także za ograniczony wybòr w jadłospisach na szlaku. Ponadto trzeba było się ostro wziąć za odzyskiwanie utraconych kilogramów. Jakby bowiem nie patrzeć od rozpoczęcia Podróży w Nieznane jest mnie 10 kilo obywatela mniej. Niby dieta cud, ale w moim przypadku kompletnie zbyteczna. Poza tym w tym tempie odchudzania do Polski będę mógł wrócić w bagażu podręcznym Agi.

Nadrabianie zaległości kilogramowych.

Nepalczycy grający w Chińczyka (u nich gra nazywa się Noodle).

Tak jak wspomniałem na wstępie Pokhara to całkiem klimatyczne miejsce. Miasto samo w sobie może szału nie robi, ale już jego położenie wprawia w zachwyt. Usytuowane w rozległej dolinie Pokhary nad jeziorem Phewa, w którego wodzie odbija się ośnieżone pasmo Annapurny - widok jak z obrazka. W tak wyjątkowych okolicznościach przyrody spędziliśmy 4 dni, ostro regenerując siły po treku. Naszą aktywność ograniczyliśmy do minimum, skupiając się na jedzeniu i byczeniu się. Pod koniec pobytu zmiękła nam jednak rura i wynajęliśmy rowery. W ciągu jednego dnia udało nam się zobaczyć spory kawałek miasta. Niestety rekomendowane atrakcje (Davis Fall i jaskinia Gupteshwor Mahadev) okazały się mocno przereklamowane. Nawet Międzynarodowe Muzeum Gór, w którym spodziewałem się zobaczyć wiele interesujących rzeczy, zawiodło moje oczekiwania. To znaczy było kilka interesujących ekspozycji, jednak ogólnie po tego typu muzeum, zwłaszcza w kolebce wspinaczki wysokogórskiej, spodziewałem się znacznie więcej. Delikatnie mówiąc całość trąciła trochę muchą.

Zachód na jeziorem Phewa.

Spacer z Annapurną w tle.

Jedna z niewielu ciekawych ekspozycji w Muzeum Gór dotycząca sprzątania Mount Everestu.

Pokhara poza rewelacyjną lokalizacją oferuje również całkiem spory wybór atrakcji podwyższonego ryzyka. To tu bowiem można spróbować się w kajakarstwie górskim, skokach bungee, raftingu czy canyoningu. My zdecydowaliśmy się na moment zapomnieć o grawitacji i uczepieni paralotni zobaczyć dolinę Pokhary z lotu ptaka. Rewelacyjne przeżycie, szczególnie gdy nogi odrywają się od ziemi, choć może nie taki zastrzyk adrenaliny jak się oboje z Agą spodziewaliśmy. Bez wątpienia jednak od dziś to miejsce będzie nam się kojarzyć z paralotniami. Zresztą zobaczcie sami.


Aga w przestworzach i Pokhara z lotu ptaka.


5 komentarzy:

  1. Super widoki latające ,,aniołki charliego" w akcji i gdyby nie komentarz który sprowadza nas ziemię wygląda jak na widokówkach -dobrze ,że oderwaliście się od rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szacun, ja chyba jednak wolę stąpać po ziemi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś w tym jest, że faceci chudną w podroży bardziej niż kobiety. Miałem podobnie - po tripie było mnie 9 kg mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba dlatego ze w trasie faceci maja wiecej nerwow :D

      Aga sie smieje ze gdzie tu sprawiedliwosc bo kolesiom to zazwyczaj bez roznicy czy pare kilo w te czy wewte a dziewczynby potrafia sie o jeden kilogram niemal zabijac...

      Usuń
  4. Taki lot w powietrzu to musi dopiero być przeżycie, od zawsze chciałem to zrobić, a dodatkowo pooglądać takie widoki z góry:) Widzę też, że są kolejne plusy, jak odchudzanie:D

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE