piątek, 28 grudnia 2012

Pomysł na bezrobocie w czasach kryzysu.

Dosłownie chwilę temu skończyły się kolejne święta, a za kilka dni minie następny, całkiem udany rok. Właśnie po raz ostatni wyszedłem z pracy i z własnej, nieprzymuszonej woli, stałem się bezrobotny (Adze pozostały jeszcze 2 tygodnie). Wielu osobom w takiej sytuacji pewnie ciężko byłoby z optymizmem spoglądać w przyszłość, zwłaszcza obecnie, gdy za oknem panuje recesja. Na szczęście przez następnych kilka miesięcy nie będziemy musieli sobie zawracać głowy kryzysem, gdyż wszystkie sprawy i problemy codziennej rzeczywistości zostawiamy za plecami. Za 4 tygodnie ruszamy do Azji!


Po wielu godzinach spędzonych na poszukiwaniach najlepszej oferty w końcu udało nam się znaleźć, a co najważniejsze kupić upragniony bilet. W związku z tym możemy nareszcie ogłosić, że naszą wymarzoną Podróż w Nieznane oficjalnie zaczynamy 24 stycznia. Startujemy z Gdańska, a azjatycką przygodę zaczniemy na wyspie Phuket.

W Tajlandii planujemy zabawić około miesiąca, co powinno wystarczyć nam na zobaczenie całkiem sporej części Królestwa. Gwoździem tego etapu, a zarazem jednym z marzeń Agi, będzie wolontariat w sanktuarium słoni, gdzie przez tydzień poprzez pracę na rzecz parku, będziemy mogli obcować z tymi wyjątkowymi zwierzakami. Pod koniec lutego zamierzamy przenieść się na 2-3 tygodnie do Birmy, gdzie mamy nadzieję poznać lepiej kulturę i ludzi tego ciągle mało znanego w Europie kraju. Kolejnym celem będzie Nepal, na który to z kolei ja ostrze sobie zęby. Po Alasce, której doświadczyliśmy podczas Podróży Marzeń, jest to kolejna pozycja na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Naszym pomysłem na Himalaje jest kilkunastodniowy trek dookoła Annapurny. Już na samą myśl, że wkrótce wschody słońca będę oglądał w towarzystwie najwyższych gór na Ziemi, przechodzą mnie dreszcze.


Pokaż Podróż w Nieznane na większej mapie
Pierwszy etap Podróży w Nieznane w zarysie.

Tak to mniej więcej wygląda na dzień dzisiejszy. Dalszej części wycieczki póki co dokładniej nie planujemy. Mamy zamiar objechać jeszcze Kambodżę, Wietnam i Laos, a także odwiedzić Filipiny, ale czas dopiero pokaże co z tego wyjdzie. Zwłaszcza, że marzy nam się przygoda z jachtostopem, a do tego trzeba być bardzo elastycznym czasowo. Zresztą chyba nie ma sensu póki co wybiegać tak daleko w przyszłość, przecież to nie business plan, który musi zawierać wszystkie szczegóły od początku do końca. Mamy bilet w jedną stronę, wspólne marzenia oraz głowy pełne pomysłów. Nie pozostało więc nic innego jak się spakować i za 27 dni wyruszyć w długo oczekiwaną podróż!

PS. Jeśli na gwiazdkę nie dostaliście żadnego prezentu albo czujecie niedosyt, to nic straconego, bo nadal macie szansę na zgarnięcie nagrody pocieszania. Cały czas do wygrania jest książka z Tajlandią w tle - w sam raz na długie zimowe wieczory. Śpieszcie się, na konkursowe odpowiedzi czekamy jeszcze tylko 3 dni! Szczegóły znajdziecie tutaj: KONKURS.

wtorek, 18 grudnia 2012

„Tajski Epizod z Dreszczykiem” - konkurs!

Tego jeszcze nie było! A przynajmniej nie było u nas na blogu. Zawsze jednak musi być ten pierwszy raz, a my mamy chyba ku temu idealne okoliczności. Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami startu naszej azjatyckiej Podróży w Nieznane oraz było nie było nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia mamy dla Was prezent w postaci konkursu.

piątek, 14 grudnia 2012

Kierunek wschód, czyli Podróż w Nieznane

Tajlandia, Nepal, Birma, Filipiny, Laos, Kambodża i Wietnam. Do tego najprawdopodobniej Chiny, Mongolia i Rosja. Bardzo oryginalny zestaw krajów, które łączy coś więcej niż tylko to, że sąsiadują ze sobą na mapie? Tylko co? Czy ktoś już wie do czego zmierzam? Wbrew pozorom odpowiedź na to trochę pokręcone pytanie jest całkiem prosta. Trzeba tylko cofnąć się trochę w czasie, co nie powinno być aż takie trudne jak się z pozoru wydaje, aby już po sekundzie znaleźć klucz do tej geograficznej łamigłówki.

sobota, 1 grudnia 2012

Strach ma 4 łapy.

Ostatnimi czasy coraz bardziej dociera do nas, że mieszkamy pod jednym dachem z potworem. I to potworem nie byle jakim. Na widok tego straszydła ludzie uciekają w popłochu potykające się o własne nogi, bardzo często krzycząc przy tym wniebogłosy. Boją się go kobiety i mężczyźni oraz młodsi i starsi, aczkolwiek dzieci znacznie częściej potrafią w tej groźnej bestii zobaczyć przyjaznego zwierzaka. Ciężko uwierzyć, że ktoś może się panicznie bać naszego stwora, ale nam akurat trudno być w tej sytuacji obiektywnym. Spójrzcie zatem sami, na własną odpowiedzialność, i oceńcie czy jest się czego lękać.

Strach ma dziwne oczy.

czwartek, 22 listopada 2012

Na krańcach Irlandii.

Niezbyt porywający wschód, brytyjska północ, rewelacyjny zachód oraz umiarkowane południe - każdy z wymienionych kierunków poznaliśmy już dość dokładnie w związku z czym coraz trudniej znaleźć nam ciekawe miejsca na Zielonej Wyspie, do których jeszcze nie dotarliśmy. Nie oznacza to jednak, że takich miejsc nie ma. Znalezienie ich po prostu zajmuje nam teraz trochę więcej czasu.

środa, 14 listopada 2012

Teneryfa w słonecznych kadrach.

Aga: A może wybierzemy się na wakacje!
Daniel: Brzmi nieźle, tylko dokąd? Poczekaj niech zgadnę - ty już dokładnie wiesz gdzie?
Aga: No pewnie! Gdzieś gdzie będzie ciepło:)
Daniel: No tak, chyba mogłem się tego spodziewać.

Tak mniej więcej wyglądało planowanie naszego ostatniego wypadu. I choć początkowo zapowiadało się, że nawiedzimy Portugalię, to ostatecznie wylądowaliśmy ponad tysiąc kilometrów dalej na południe od półwyspu Iberyjskiego, na wulkanicznej Teneryfie. Sądziliśmy że kanaryjska wyspa niczym nas nie zaskoczy, szybko okazało się jednak, że byliśmy w błędzie.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ryanair, czyli podniebna żenada.

Opłata za korzystanie z toalety podczas lotu, miejsca stojące w samolocie, a nawet "lody" dla męskiej części pasażerów lecącej biznes klasą. Te wszystkie jakże wyszukane pomysły to na szczęście póki co tylko kolejne próby zwrócenia uwagi na Ryanaira przez jego ekscentrycznego dyrektora generalnego. Zdarzyło mu się nawet publicznie nazwać swoich klientów idiotami. Sami powiedzcie, jak tu nie lubić tego gościa.

Jakże pomysłowe rozwiązanie problemu płatnych toalet.

środa, 24 października 2012

Geocaching po Hiszpańsku

Co byście powiedzieli na skrytkę umieszczoną na szczycie wulkanu albo kryjówkę zlokalizowaną w sąsiedztwie jednego z najbardziej rozpoznawalnych obiektów sportowych? Brzmi bardzo oryginalnie. Tak właśnie wyglądała nasza zabawa w geocaching podczas wakacji w Madrycie i na Teneryfie. Według nas jest to idealny sposób, aby jeszcze bardziej uatrakcyjnić sobie poznawanie nowych miejsc.

GPS-owe zabawy na wysokościach.

czwartek, 18 października 2012

Madryt z perspektywy kanapy.

Czytając powyższy tytuł część z was pewnie pomyślała, że trafiliśmy na jakiś ciekawy dokument o stolicy Hiszpanii i teraz chcemy wam go przybliżyć. Nic z tych rzeczy. W zeszły weekend, po kilku nieudanych próbach, udało nam się w końcu dołączyć do grona couchsurferów. Domyślam się, że dla wielu z was temat ten nie jest to nowy, ale jestem również przekonany, że nadal istnieje spora grupa ludzi, która o surfowaniu na kanapie nigdy słyszała. Jedni i drudzy znajdą jednak tutaj coś dla siebie. Pierwsi będą mogli przeczytać o tym jak to się robi w Madrycie, podczas gdy reszcie postaramy się trochę przybliżyć ideę couchsurfingu.

Przyjaźń polsko-hiszpańska.

piątek, 28 września 2012

Geocaching - Poszukiwacze Skarbów XXI wieku.

Założę się, że każdy z was doskonale pamięta zabawy w podchody albo w chowanego, w które za małolata można było bawić się godzinami. Bardziej kreatywni potrafili się również wcielić w poszukiwaczy skarbów, którzy niczym główny bohater z serii filmów o Indiana Jonesie, ganiali po osiedlu z przypalonymi kartkami imitującymi stare mapy szukając ukrytych łupów. Niektórzy z was pewnie odświeżają swoje wspomnienia dzięki własnym pociechom, które gdy już znudzą się telewizją i komputerem ruszają na podwórko. My póki co dzieci jeszcze nie mamy, ale przez zupełny przypadek natrafiliśmy na grę, dzięki której znów jak za dawnych lat ganiamy z wypiekami na twarzy poszukując skarbów.

My precious!

wtorek, 18 września 2012

Wakacyjne Festiwale w Dublinie

W tym roku mieszkańcy Dublina mogli poczuć się rozpieszczeni przez wakacyjną pogodę. Niemal całe lato było słoneczne, a jeśli nawet czasem popadało, to głównie w tygodniu, aby w weekend znów lekko przygrzać (w Irlandzkich standardach ciepło to okolice 20 stopni, a wszystko ponad to już gorąco). Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem okazję grać w kosza na dworze po kilka razy w tygodniu. Ponadto takie okoliczności przyrody doskonale sprzyjały festiwalom i innym podobnym imprezom, które w tym okresie odbywały się pod zieloną chmurką. Taste of Dublin, Tall Ships Races czy Street Performance World Championship to tylko kilka z nich, w których mieliśmy okazję uczestniczyć. I choć w porównaniu z festiwalami, które poznaliśmy w Polsce i Kanadzie, wypadają one trochę bledziej, to nie zmienia to faktu że w większości wypadków bardzo fajnie spędziliśmy czas.

wtorek, 4 września 2012

Zabawy w Indian i Kowboi

Amerykańskie rodeo i Indiańskie Pow Wow, dwa wyjątkowe wydarzenia, o których zapewne większość z was słyszała, wielu widziało nawet w telewizji, ale prawie nikt na własne oczy. Bo i gdzie skoro kowbojów i Indian w Europie jak na lekarstwo. Rok temu, zanim jeszcze na dobre opuściliśmy słoneczną Kanadę, mieliśmy niepowtarzalną okazję załapać się na oba widowiska rodem z kraju klonowego liścia (krótko wspominaliśmy o tym TUTAJ). Teraz, mając trochę więcej czasu, jest dobra okazja, aby uzupełnić tamte wspomnienia o kilka opisów i parę zdjęć.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Mocno Subiektywny Top 5 Irlandzkich Atrakcji

Gdyby ktoś powiedział mi na studiach, że po ich zakończeniu tylko rok spędzę w kraju nad Wisłą, a resztę na emigracji, to mocno bym go pukał w głowę. I nawet nie chodzi o to, że brzmiało to niewiarygodnie, tylko że ja wtedy takiego scenariusza nawet przez pół sekundy nie brałem pod uwagę. A tutaj, nim się nawet zdążyłem obejrzeć, stuknęły mi 4 lata na obczyźnie - z czego rok w kraju klonowego liścia i 3 lata (w wersji 2+1) na zielonej wyspie. No i właśnie z okazji mijającej 3 rocznicy pobytu w Irlandii, postanowiłem wraz z Agą pokusić się o sporządzenie listy zielonych atrakcji, które do tej pory odwiedziliśmy i które w naszym odczuciu były tymi "Naj". No to zaczynamy odliczanie!

poniedziałek, 30 lipca 2012

O Psie, który latał samolotem.

A ponadto jeździł samochodem, autobusem, metrem i pociągiem, a także pływał statkiem, motorówką, kanu i promem. Dotychczas, w ciągu zaledwie kilku lat, Lucky odwiedziła Irlandię i Irlandię Północną, Polskę, Niemcy, Kanadę oraz USA (ponadto przejazdem zahaczyła o Anglię i Belgię). Całkiem sporo jak niewielkiego czworonoga, który zapewne nawet sobie nie zdaje sprawy z tego, że przemierza świat i pokonuje kolejne granice. Dla Lucky zmieniają się przede wszystkim zapachy i miejsca, a dokładniej rzecz ujmując łóżka, w których będzie spała. Z pozoru mogłoby się zatem wydawać, że podróżowanie z psem jest łatwe, lekkie i przyjemne. Niestety nie zawsze jest tak różowo.

Ciekawe po jakiemu szczekają psy po drugiej stronie Niagary?

poniedziałek, 23 lipca 2012

Mini Playback Show

Kto z nas nie pamięta błogich czasów podstawówki, kiedy nasze życie sprowadzało się jedynie do chodzenia do szkoły oraz ciągłego przebywania na podwórku przed blokiem, gdzie z kolesiami grało się w piłkę (dziewczyny skakały w "gumę") albo bawiło w chowanego. To były czasy. Ostatnio z Agą mogliśmy trochę odkurzyć wspomnienia z dzieciństwa - aż ciężko uwierzyć, że minęło już ponad 15 lat! Umożliwił nam to koncert Roxette, na który wybraliśmy się w zeszłym tygodniu. Pewnie teraz zastanawiacie się jaki to ma związek z podstawówką. Ano ma - Mini Playback Show.

czwartek, 12 lipca 2012

Groupon w siodle.

O Grouponie, CityDealu czy innych podobnych MajDilach słyszał chyba każdy. Spora część z was pewnie skorzystała już nawet z jakieś niesamowitej okazji, zwłaszcza że w tych można wybierać do wyboru do koloru. My również nie pozostajemy w dealowaniu bierni, a szczególnie Aga jest bardzo aktywna w tej dziedzinie. Bardzo ciężko jest się jej oprzeć, gdy pojawia się nowa rewelacyjna promocja. Dzięki jej instynktowi kupieckiemu i "wyjątkowej" asertywności okazyjnie byliśmy między innymi w kilku restauracjach oraz załapaliśmy się na parę masaży, o Agowych wizytach u fryzjera i tym podobnych nie wspominając. Ostatnio natomiast postanowiła przenieść nasze dealowe doświadczenia na kolejny poziom fundując nam konne emocje w jednej z okolicznych stadnin.

Prezentujemy się jak mocno amatorscy aktorzy startujący w castingu do Bonanzy.

czwartek, 5 lipca 2012

Biało-Czerwone Euro

Euro w Polsce jakie było każdy chyba miał okazję zobaczyć. I nie chodzi mi wcale o występ naszej reprezentacji, który świadomie tutaj przemilczę. Mam na myśli atmosferę wielkiej imprezy, którą można było odczuć na stadionach oraz w niezliczonych strefach kibica. Nam, mimo życia na irlandzkiej emigracji, również udało się załapać na kawałek Mistrzostw Europy. Zresztą nie wybaczyłbym sobie, gdyby ominęło mnie Euro organizowane w naszym kraju. Dlatego bez dłuższego zastanawiania podjęliśmy decyzję, że lecimy do Polski posmakować trochę futbolowego święta.

Biało-czerwona Rodzinka.

środa, 27 czerwca 2012

Triatlon - to brzmi dumnie.

Zbyt dużo wolnego czasu sprawia, że głupie pomysły przychodzą do głowy. Kolejny raz mogłem się o tym przekonać tuż po przyjeździe do Irlandii na początku roku. Byłem wtedy jeszcze w trakcie szukania pracy więc miałam sporo wolnego. Byczenie się na kanapie przed telewizorem zupełnie nie jest w moim stylu, zacząłem więc rozkmniniać jaki by tu cel przed sobą postawić, żeby skutecznie zmotywować się do działania. Inna sprawa, że lubię podejmować nowe wyzwania, dlatego po dwóch fantastycznych przygodach z maratonami (dla zainteresowanych: historia debiutu w Barcelonie oraz relacja z biegu ulicami Toronto), trzeba było zabrać się za coś nowego. Tak oto narodził się w mojej głowie pomysł startu w triatlonie.

piątek, 15 czerwca 2012

Balonowa Rocznica

Ostatnio przypadał Dzień Dziecka, a co się z tym od wielu już lat wiąże i nasza szczególna rocznica. Dokładniej rzecz ujmując 1 czerwca minęło 11 lat od naszego pierwszego spotkania, czy jak kto woli od pierwszej randki. Tamtego pamiętnego dnia wybraliśmy się na partyjkę bilarda i rundę w pićki (czy ktoś oprócz Agi tak nazywa cymbergaja:), a następnie na bezcelowy spacer ulicami Słupska, podczas którego przegadaliśmy chyba wszystkie możliwe tematy - tak nam się gadka kleiła. Upłynęło 11 lat, a my ciągle potrafimy prowadzić takie dyskusje. Zwłaszcza, że dzięki niekończącym się pomysłom, dostarczamy sobie interesujących tematów do rozmów. Tym właśnie sposobem w rocznicowy weekend wylądowaliśmy na pokazie balonów, które odbywały się niedaleko Dublina.

czwartek, 24 maja 2012

Nasza Rzymska Majówka

Zanim w zeszłym tygodniu po raz pierwszy wylądowaliśmy w Rzymie, nasza wiedza na temat stolicy Włoch ograniczała się do kilku podstawowych informacji. Zdawaliśmy sobie między innymi sprawę, że to bardzo stare miasto (niektórzy mówią nawet, że jest wieczne), do którego ponoć prowadzą wszystkie drogi, a w samym jego sercu znajduje się inne państwo, nad którym pieczę jeszcze do niedawna dzierżył Polak. Było jeszcze kilka ciekawostek, które gdzieś tam zasłyszeliśmy, jednak 4-dniowy pobyt w rzymskim otoczeniu sprawił, że wyrobiliśmy sobie własne zdanie na temat Wiecznego Miasta. A że nasze odczucia są nie tylko pozytywne, to już jedynie efekt uboczny minionych wakacji.

Rzym to nie tylko antyczne zabytki, ale i ludzie, którzy nadają temu miastu kolorytu.

środa, 2 maja 2012

Najwyższe klify w Europie zdobyte!

Brzmi godnie, ale niestety informacja zawarta w tytule jest tylko połowicznie prawdziwa. Zgadza się jedynie to, że podczas weekendowego wypadu do hrabstwa Donegal udało nam się wejść na szczyt Slieve League, które rzekomo są najwyższymi klifami w Europie. Niestety po raz kolejny okazało się, że irlandzkie rekordy niewiele mają wspólnego z prawdą. Dzięki wrodzonej skłonności Irlandczyków do koloryzowania, do tej pory mieliśmy okazję przechadzać się najdłuższą promenadą w Europie (Salthill w Galway) oraz podziwiać jelenie w największym parku miejskim (Phoenix Park w Dubinie). Teraz na tej liście mamy również najwyższe klify.

Klify Slieve League - fałszywy rekordzista.

środa, 25 kwietnia 2012

Irlandzkie początki - wersja druga ulepszona.

No i wróciliśmy na nasze stare "zielone śmieci". Zawitaliśmy niemal jak do domu, gdzie z otwartymi rękoma i butelką szampana czekały na nas Szwedziki. Mało tego, Aga od razu następnego dnia po przylocie pognała na 9 rano do pracy, więc momentalnie wszystko wróciło do stanu sprzed wyjazdu do Kanady. Trochę jakbyśmy obudzili się z pięknego snu, bo ktoś nas uszczypnął. I wcale nie chodzi o to, że Irlandia jest dla nas koszmarem, bo jest wręcz przeciwnie. Mam na myśli to, że minęło prawie półtora roku i po niewiarygodnie udanym pobycie w Toronto oraz absolutnie fantastycznej 3-miesięcznej Podróży Marzeń znów jesteśmy w punkcie wyjścia. Czasami nawet mam wrażenie jakbyśmy nigdy nie wyjechali z Dublina.

Zielono nam!

wtorek, 17 kwietnia 2012

W telegraficznym skrócie...

...czy też: wpadli, narobili zamieszania i znów zniknęli za horyzontem. Tak w wielkim skrócie można by przedstawić to, co się działo po powrocie z Podróży Marzeń do domu. Ledwie zdołaliśmy się porządnie wyspać, a już znów byliśmy w terenie. Wizyty u rodziny oraz spotkania z przyjaciółmi i znajomymi, podczas których staraliśmy się najlepiej jak potrafiliśmy streścić nasze amerykańskie przygody łącznie ze ślubem, były stałym punktem w naszym grafiku. Setki filmów i tysiące zdjęć, którymi ich raczyliśmy, z czasem znaliśmy na pamięć. Gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy i zapytał, co się dzieje w 18 minucie piątego filmu w ósmym katalogu od góry, bez zastanowienia bym mu odpowiedział. Na szczęście, mimo zmasowanego bombardowania multimedialnego, nikt nie padł ze znużenia podczas naszych pokazów.

sobota, 7 kwietnia 2012

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

Lot z Miami do Berlina upłynął nam dość szybko i bardzo przyjemnie. Zaraz po wyjściu z lotniska uświadomiliśmy sobie jednak, że nasza Podróż Marzeń, choć niewątpliwie jeszcze trwała, w praktyce zakończyła się na słonecznej Florydzie. Rozgrzane piaski plaży South Beach zamieniliśmy na mroźną niemiecką pogodę, a kolorowe widoki letniego Miami zastąpiły nam szare ulice jesiennego Berlina. I chociaż próżno szukać zielonych palm w stolicy Niemiec, to jest wiele ciekawych miejsc i trochę innych atrakcji, które sprawiają że Berlin jest naprawdę interesujący. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę historię, chcąc nie chcąc tak ważną dla nas.

Trabanty - klasyka niemieckich dróg.

piątek, 9 marca 2012

Miesiąc Miodowy na Florydzie

Ślub, ślubem ale trzeba wracać do Podróży Marzeń. Najważniejszy dzień naszego wspólnego życia przeszedł już do historii, więc czas się zabrać za odkrywanie Florydy i jej atrakcji. Mimo, że w Miami przebywaliśmy już od 9 listopada, to przez pierwszych 6 dni niemal nie poczuliśmy klimatu otaczającego nas miasta, gdyż całkowicie byliśmy pochłonięci organizacją uroczystości. Na szczęście pozostało nam jeszcze 9 dni, które dość skrupulatnie zamierzaliśmy wykorzystać na wczucie się w rytm Magicznego Miasta (ang. Magic City - taki przydomek ma Miami), podróż poślubną po Florida Keys oraz wizytę w Parku Narodowym aligatorów czyli Everglades.

Najlepszy sposób na skwar lejący się z nieba.

czwartek, 23 lutego 2012

I do. You do. We do!!!!

Po 70 dniach niesamowitej Podróży Marzeń, którą rozpoczęliśmy na Alasce, a następnie kontynuowaliśmy w zachodniej Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Meksyku, dotarliśmy na Florydę. Florydę, która chcąc nie chcąc będzie ostatnim etapem naszej północnoamerykańskiej tułaczki. Wyprawa niestety powoli zbliża się do końca, postanowiliśmy więc zakończyć ją z przytupem. Pomysł happy endu w naszych głowach zrodził się w okolicach sierpnia, tuż przed wyjazdem z Toronto. Właściwie to nie tylko pomysł, bo i pierwsze kroki ku jego realizacji też zostały wtedy przedsięwzięte. Później już w trakcie podróżowania, a dokładniej mówiąc to późnymi wieczorami pomiędzy szukaniem kolejnych noclegów i planowaniem dalszej trasy, dopinaliśmy jego kolejne guziki. Czasem było śmiesznie, czasem trochę nerwowo, ale ostatecznie zdołaliśmy wyrobić się w czasie i do Miami zawitaliśmy gotowi, aby wcielić pomysł w życie.

czwartek, 9 lutego 2012

Marzenia są po to, aby je spełniać.

Miało być o marzeniach więc nie może być inaczej. Każdy z nas ma chyba swój bucket list, czyli listę rzeczy do zrobienia lub zobaczenia przed śmiercią. Na mojej na przykład znajdowała się Alaska i dzięki Podróży Marzeń mogłem to pozycję odhaczyć. U Agi natomiast figurowały między innymi parki zachodnich stanów USA, które otwierały jej zestawienie miejsc do odwiedzenia. Było jednak coś, co znajdowało się na tej liście wyżej i właśnie w Meksyku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby spełnić wielkie marzenie Agi.

wtorek, 31 stycznia 2012

Meksyk jak z obrazka.

Decyzja o szybszym opuszczeniu Cancun była chyba najlepszą jaką podjęliśmy podczas całej podróży. Ledwo wyjechaliśmy poza granice miasta, a na niebie pojawiło się rozpromienione słońce, które tylko utwierdziło nas w słuszności naszego wyboru. Playa del Carmen, kolorowa miejscowość na wybrzeżu Karaibskim, okazała się naszą ziemią obiecaną. Życzliwi ludzie, niezliczona liczba knajpek i restauracji z meksykańskimi przysmakami oraz innych miejsc, w których można spędzić ciekawie czas, a ponadto złote plaże z nieziemsko turkusową wodą, to obraz który na nas czekał tuż po przyjeździe. Meksyk w końcu był tym, czego oczekiwaliśmy przed przyjazdem tutaj.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Cancun, czyli wielkie meksykańskie rozczarowanie.

W Meksyku nigdy wcześniej nie byliśmy. Nasza wiedza związana z tym krajem pochodziła głównie z programów telewizyjnych oraz relacji i opisów innych ludzi, którzy tutaj byli. Na tej podstawie powstał nasz obraz, który spodziewaliśmy się zastać po przylocie do Cancun. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna i zamiast niezapomnianej wizyty w tym karaibskim mieście, nasz pobyt owszem będziemy wspominać, ale niezbyt pozytywnie.


Cancun jakie jest każdy widzi.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

San Francisco wzdłuż i wszerz


Zbyt wielu miast na trasie naszej wycieczki nie było, gdyż głównie skupialiśmy się naturalnych atrakcjach Ameryki Północnej. Jednak spośród tych, w których byliśmy i mieliśmy okazję co nieco zobaczyć, to właśnie San Francisco wywarło na nas największe wrażenie. Poza najważniejszymi wizytówkami, w postaci mostu-ikony Golden Gate i więzienia Alcatraz, miasto miało do zaoferowania o wiele więcej innych atrakcji. Zresztą San Francisco to nie tylko miejsca i budynki. To również pozytywni ludzie i przyjazne zwierzęta, dzięki którym to miejsce staje się jeszcze bardziej wyjątkowe. I dlatego właśnie postanowiliśmy spędzić 3 dni w Mieście nad Zatoką.

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE