sobota, 24 grudnia 2011

Gigantyczne Sekwoje i niewiele mniejsze Kondory


Z Los Angeles do San Francisco najkrótsza trasa wynosi niewiele ponad 600 kilometrów. My jednak postanowiliśmy nadłożyć trochę drogi, aby z bliska przyjrzeć się olbrzymim sekwojom, a następnie przejechać się Highway 1 - rzekomo jedną z najpiękniejszych tras w całych stanach. W sumie wyszło prawie 1200 kilometrów, ale niewątpliwie było warto. Zwłaszcza, że już po raz kolejny pozytywnie zaskoczyły nas zwierzaki. Słonie morskie, kondory kalifornijskie oraz ich najbliższa rodzina w postaci sępników róźowogłowych, a na dokładkę czarny niedźwiedź - to komitet powitalny, który gościł nas przez dwa dni podczas podróży do San Francisco. Było godnie.

Kondor kalifornijski w akcji

niedziela, 18 grudnia 2011

Halftime Show w Mieście Aniołów


Tak się złożyło, że nasz przyjazd do Miasta Aniołów, tak zwykło mawiać się na Los Angeles, przypadł mniej więcej w połowie naszej Podróży Marzeń po Ameryce Północnej. Lista niesamowitych rzeczy, które do tej pory widzieliśmy i przeżyliśmy, jest już naprawdę spora, a przed nami jeszcze ponad miesiąc w podróży. Miejmy nadzieję, że starczy nam miejsca na dysku na kolejną dawkę zdjęć i filmów. Tym bardziej, że po wyjeździe z LA przybyło nam sporo nowych materiałów. Nie mogło być jednak inaczej zwłaszcza, że podczas 3-dniowego pobytu odwiedziliśmy większość najciekawszych atrakcji miasta.

Anioły z LA

sobota, 10 grudnia 2011

Pustynne słońce w Death Valley

Ciężko nam było opuszczać Las Vegas, jednak pieniędzy nie przybywało, a czas zza pleców delikatnie poganiał. Z Miasto Grzechu udaliśmy się na zachód w stronę słonecznej Kalifornii i jej pierwszej atrakcji, czyli Death Valley National Park. Zresztą pojęcie atrakcji w przypadku Doliny Śmierci jest dosyć względne. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że spacery po kamiennej pustyni przy około 40 stopniowym upale (latem temperatury dochodzą nawet do 50 stopni) nie każdemu przypadłyby do gustu. Weźmy na przykład Agę, dziewczynę ciepłolubną i w ogóle ze słońcem za pan brat, a która w Death Valley po 20 minutach tak się zagrzała, że miała dosyć i poszła spać. Na szczęście było kilka niesamowitych miejsc w parku, które potrafiły ją postawić na nogi.

Fatamorgana cieni

środa, 7 grudnia 2011

Viva Las Vegas


Las Vegas to miasto inne niż wszystkie. Tutaj nie można siedzieć bezczynnie i nie ma najmniejszego znaczenia czy za oknem jest dzień, wieczór czy też środek nocy. Cały czas coś się dzieje. Nie od parady Vegas zwane jest Miastem Grzechu (czasami znane jest również jako Stolica Drugich Szans). Już od wschodu słońca na ulicach można zobaczyć imprezujących ludzi. Jedni z podkrążonymi oczami i pustymi kieszeniami wracają do pokoi hotelowych, a w tym samym czasie na ich miejsce pojawiają się nowe osoby żądne szalonych przygód rodem z filmu Kac Vegas (ang. Hangover). Nasz plan na zobaczenie miasta był bardzo podobny. Zresztą zobaczcie sami jak się wybawiliśmy przez te kilka zwariowanych dni.


A jak Vegas to tylko w klimacie Elvisa.

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE