wtorek, 4 września 2012

Zabawy w Indian i Kowboi

Amerykańskie rodeo i Indiańskie Pow Wow, dwa wyjątkowe wydarzenia, o których zapewne większość z was słyszała, wielu widziało nawet w telewizji, ale prawie nikt na własne oczy. Bo i gdzie skoro kowbojów i Indian w Europie jak na lekarstwo. Rok temu, zanim jeszcze na dobre opuściliśmy słoneczną Kanadę, mieliśmy niepowtarzalną okazję załapać się na oba widowiska rodem z kraju klonowego liścia (krótko wspominaliśmy o tym TUTAJ). Teraz, mając trochę więcej czasu, jest dobra okazja, aby uzupełnić tamte wspomnienia o kilka opisów i parę zdjęć.


Pow Wow to bardzo krótko mówiąc kilkudniowy zjazd plemienny, podczas którego Indianie spotykają się, aby uczcić swoją kulturę. Ludność "Pierwszych Narodów" (ang. First Nations - tak mówi się na rdzennych mieszkańców Kanady) zjeżdża się z różnych stron kraju, żeby w najbliższym gronie kultywować swoje tradycje. My akurat gościliśmy na Three Fires Pow Wow, na który corocznie przybywają Indianie z plemion Ojibwa, Odawa i Potawatomi. Oryginalne tańce oraz pieśni wykonywane przy akompaniamencie rytmu wybijanego na bębnach przez Indian ubranych w kolorowe, przepięknie zdobione stroje sprawiły, że przez moment poczuliśmy się jakby maszyna do podróży w czasie naprawdę istniała. Dodatkowo, w trakcie przerw między tańcami, można było skosztować bizonowych steaków lub gotowanej kukurydzy albo zaopatrzyć się oryginalne rękodzieła.


Konkursy taneczne są jednym z najważniejszych elementów każdego Pow Wow.

Regalia to kolorowy, ozdobnie wykończony strój tancerza.

W trakcie kilku godzin spędzonych podczas Pow Wow, udało nam się trochę liznąć indiańskich obyczajów. Niemniej jednak w tym temacie nadal pozostajemy laikami, a reguły oraz etykieta panujące w trakcie uroczystości pozostały dla nas wielką niewiadomą (np. inne tańce wykonuje się w zależności od miejsca i czasu w którym się ono odbywa, lub że w nie wszystkich uroczystościach turyści mogą zasiadać na widowni). Może przy następnej okazji zdobędziemy kolejny stopień wtajemniczenia.

Turyści nie zawsze mają możliwość uczestniczenia w Pow Wow.

Ten zestaw jest raczej mało przydatny w okresie pokoju.

Indiańskie tradycje wpajane są od najmłodzszych lat.

Być w Kanadzie i nie zobaczyć zawodów rodeo to tak jak by być we Włoszech i nie odwiedzić Rzymu. No może nie do końca to prawda, ale jeśli tylko będziecie mieli okazję, a oglądanie ujeżdżanych zwierzaków wam nie przeszkadza, to koniecznie musicie zobaczyć z bliska ten sport. Będziecie niesamowitymi szczęśliwcami jeśli załapiecie się na odbywającą się corocznie w lipcu Calgary Stampede, czyli największą tego typu imprezę w Kanadzie (a wg niektórych opinii: "The Greatest Outdoor Show on Earth",). Jeśli jednak nie dostaniecie biletów, nie przejmujcie się, pozostaje jeszcze szereg innych mniejszych zawodów do wyboru jak choćby Rodeo z serii RAM, które akurat mieliśmy okazję zobaczyć z bliska.

Sztuka posługiwania się lasso nie należy do najprostszych (calf roping).

Czasem górą jest ścigający... (steer wrestling)

... a czasem ścigany.

Rodeo składa się z kilku konkurencji związanych z końmi i bydłem (calf roping, steer wrestling czy barrel racing to tylko niektóre z nich). Wszystkie bardzo widowiskowe, wymagające nie lada sprawności od kowboi - w sumie to od zwierzaku także. Są też atrakcje skierowane do młodszych fanów rodeo. Ci na przykład, ku wielkiej uciesze kibiców, wpuszczani są chmarą na arenę, gdzie ganiają za stadem owiec, próbując znaleźć i zdobyć wstążki przyczepione do brzuchów niektórych zwierzaków. Płakaliśmy ze śmiechu w trakcie tego przerywnika.

Halftime show w wykonaniu cheerleaderek rodem z dzikiego zachodu.

Młodzi kowboje w akcji.

W niektórych konkurencjach również kobiety próbują swych sił (barrel racing).

Gwoździem programu jest jednak zawsze ujeżdżanie byków. Oglądanie tej konkurencji nawet z bezpiecznej odległości wywoływało u mnie ciarki na plecach. Nie jestem w stanie wyobrazić siebie próbującego okiełznać kilkuset kilogramowego byka (najokazalsze bestie potrafią ważyć tonę). Istnieje jednak możliwość, aby każdy śmiałek mógł się spróbować w tym karkołomnym przedsięwzięciu. Wystarczy podpisać kilka papierków, że jest się świadomym ryzyka oraz że całą odpowiedzialność za konsekwencje bierzemy na siebie i już można zaczynać. Powodzenia! Mi brak cojones na takie przejażdżki:)


W tym fachu sztukę spadania trzeba mieć opanowaną do perfekcji.

Najlepsi potrafią usiedzieć na byku ponad 10 sekund.

1 komentarz:

  1. W pełni się zgodzę, że jazdę na byku jak i sztukę upadania trzeba mieć opanowaną do perfekcji. Jak byliśmy w San Francisco to też są organizowane pokazy jazdy na byku.

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE