niedziela, 28 lipca 2013

Hello Mister! Do you like Indonesia?

W trakcie pobytu na Sumatrze takie pytanie z ust miejscowych padało chyba każdego dnia, a czasami po kilka razy dziennie. Z początku nie bardzo wiedzieliśmy co odpowiadać, bo nasza wiedza na temat wyspy i jej ludzi była bardzo znikoma, żeby nie powiedzieć zerowa. Wszystko przez to, że Indonezja na mapie Podróży w Nieznane pojawiła się zupełnie przypadkowo, w 4 miesiącu azjatyckich wojaży, na kilka dni przed lądowaniem w stolicy Sumatry Medan. Z każdym kolejnym dniem wśród Indonezyjczyków znajdowaliśmy jednak kolejne argumenty, na podstawie których byliśmy w stanie udzielić świadomej odpowiedzi. A więc jeszcze raz: Czy lubimy Indonezję? Tak. Baa, my ją uwielbiamy!


Zastanawialiście się kiedyś jak czują się znani ludzie, którym na każdym kroku ktoś robi zdjęcia. Albo co myślą lokalsi skazani na turystów takich jak my pstrykających nagminnie fotki. Na Sumatrze, gdzie póki co bladych twarzy nie ma wcale tak dużo, mieliśmy okazję poczuć na własnej skórze jak to jest być atrakcją turystyczną. Od pierwszego wyjścia na miasto w Medan, zostaliśmy zaskoczeni przez młodych ludzi pragnących zrobić sobie z nami wspólne zdjęcie. Podejrzewam, że nie każdemu taka sytuacja mogłaby odpowiadać, nam jednak sprawiało to przyjemność. Raz że łechtało to trochę naszą próżność, bo kto choć przez chwilę nie chciałby się poczuć jak gwiazda serialu dwójkowego, a dwa że takim małym gestem wywoływaliśmy szczery uśmiech radośći u fotografujących.

100 Pytań Do, czyli jeden z wielu wywiadów udzielonych przez Agę.


Przyjaźń polsko-indonezyjska.

Indonezyjskie dziewczyny z polską gwiazdką.

Medan nie ma zbyt wiele do zaoferowania dla przyjeżdżających. Poza kilkoma meczetami i budynkami kolonialnymi (Sumatra do 1946 roku była pod wpływami Holandii) jest to głośne i niezbyt ładne miasto z dwoma milionami mieszkańców. My jednak spędziliśmy tam bardzo przyjemne chwile, wszystkie za sprawą wyjątkowo życzliwych ludzi. Załapaliśmy się nawet na targi Medan City Expo, gdzie przez chwilę byliśmy gwiazdami imprezy. Prawie każde stoisko nalegało na naszą choćby krótką wizytę, wystawcy robili sobie razem z nami zdjęcia, parokrotnie kamerzyści uchwycili nasze rozbawione miny, a nawet załapaliśmy się na małe prezenty. To chyba było 5 minut sławy, które przysługuje każdemu w trakcie życia.

Meczat Masjid Raya znany również jako Grand Mosque.

Piłka nożna po polsku i koszykówka w wersji lokalnej.

Z Medan pojechaliśmy do Berastagi i musimy przyznać że była to jedna z bardziej stresujących przejażdżek, których do tej pory doświadczyliśmy w Azji Południowo-Wschodniej. Jazda podrasowanym busem po krętych drogach Sumatry z kierowcą, który urządza sobie zawody z każdym kto próbuje go wyprzedzić, poziomem adrenaliny ustępowała chyba tylko nepalskiej przejażdżce w rytm kociej muzyki po górskich zboczach trasy dookoła Annapurny. Dodatkowo w szalonym busiku paliła połowa pasażerów (tutaj zakaz palenia w miejscach publicznych jeszcze nie dotarł), więc na brak atrakcji nie mogliśmy narzekać. Aga w pewnym momencie podróży była już tak wystraszona tym co się działo, że postanowiła wysiąść. Ostatecznie jednak udało mi się ją przekonać, że kierowca chyba wie co robi (choć sam w to mocno wątpiłem) i jakoś dotarliśmy się do celu. Wtedy nie wiedzieliśmy, że szaloną przejażdżkę na trasie Berastagi-Medan będziemy uskuteczniać jeszcze trzykrotnie.

Postrach dróg na Sumatrze.

Toi Toi na kółkach.

Być może wstyd się przyznać, ale lecąc na Sumatrę nie zdawałem sobie nawet sprawy, że znajduje się tam całkiem sporo wulkanów. Żyłem w przeświadczeniu, że te jeśli chodzi o Indonezję obecne są one tylko na Jawie. Gdy tylko dowiedziałem się, że W Berastagi będzie okazja, aby wejść na szczyt jednego z nich, nie mogłem usiedzieć na tyłku. Pół roku wcześniej byliśmy na Teneryfie, gdzie wjechaliśmy na szczyt wulkanu El Teide. Super przeżycie, jednak wjechać to nie to samo co wejść, dlatego na Mount Sibayak całą drogę pokonaliśmy pieszo. Raczej łatwy spacer obfitował w rewelacyjne widoki, a klimat wewnątrz krateru był iście marsjański. Cały czas coś dymiło i syczało. W drodze powrotnej mieliśmy wątpliwą przyjemność poczuć na własnej skórze intensywność deszczu monsunowego. W niecałe 15 minut byliśmy mokrzy od stóp do głów i chyba tylko cudem nie zaliczyliśmy błotnej przejażdżki. Deszczową pogodę udało nam się przeczekać w pobliskich gorących źródłach, gdzie w towarzystwie miejscowych wygrzewaliśmy tyłki.

Biwakowanie to bardzo popularny sposób świętowania końca roku szkolnego wśród miejscowych.

Wulkaniczne wyziewy (po lewej) i droga przez dżunglę tuż przed urwaniem tropikalnej chmury (po prawej).

Widok ze szczytu wulkanu Mount Sibayak (2212m n.p.m.)

Po powrocie do Berastagi, na skrzynce pocztowej czekała na nas zaskakująca wiadomość. Pamiętacie jak jakiś czas temu wspominaliśmy o próbach znalezienia jachtostopu? Otóż okazało się, że jachtostop znalazł nas. Dokładnie rzecz biorąc napisał do nas kapitan Seawanhaki, który znalazł nasze ogłoszenie na serwisie Find a Crew, z pytaniem czy mamy ochotę zaokrętować się na pokładzie jego jachtu. Ochota była i to wielka. Sęk w tym, że statek zakotwiczony był na granicy Malezji oraz Singapuru i na miejscu musieliśmy się stawić w ciągu 2 dni. Poza tym na Sumatrze byliśmy dopiero 4 dni, a wyspa urzekła nas niesamowicie, przez co znacznie trudniej było się zdecydować. Z drugiej jednak strony długo marzyliśmy o morskiej przygodzie, a taka szansa mogła nie prędko się znowu zdarzyć. Burza mózgów trwała dobre kilka godzin. W końcu jednak podjęliśmy decyzję. Jaką? Aby poznać odpowiedź przeczytajcie kolejny wpis :)

1 komentarz:

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE