czwartek, 11 listopada 2010

A to Kanada właśnie

Dzisiaj mijają 3 tygodnie od dnia, w którym zawitaliśmy w Kanadzie. Po tych kilkunastu dniach spędzonych w Toronto, możemy już podzielić się pierwszymi spostrzeżeniami, które zapadły w naszej pamięci.

Na początek telefonia komórkowa. Wyobraźcie sobie, że cofacie się w czasie o jakieś 10 lat. W ofertach operatorów widnieją takie promocje jak naliczanie minutowe, identyfikacja rozmówcy czy 100 "darmowych" minut po 17 i w weekendy. To właśnie czeka na was w Kanadzie. Ale to nie wszystko, bo w sprzedaży są jeszcze takie rarytasy jak opłaty za połączenia i sms-y przychodzące. Nam też było ciężko w to uwierzyć. Poza tym musicie być przygotowani na to, że wasze telefony nie będą działać z tutejszymi kartami, gdyż operatorzy działają na innych pasmach (w Europie mamy GSM, a w Ameryce Północnej między innymi AWS). Jest jednak szansa, że wśród tych wszystkich super ofert uda wam się wyszperać jakiegoś rodzynka. Nam się udało u WINDa.



Teraz coś dla amatorów alkoholu. Żeby kupić napoje wyskokowe trzeba udać się do specjalnie do tego przeznaczonych sklepów. W Kanadzie są to: LCBO (Liquor Control Board of Ontario, czyli taki polski monopolowy) oraz Beer Store (jak nazwa wskazuje, w tym miejscu królują browarki). Sklepy te są porozrzucane po całym mieście, ale niestety nie ma ich tak znowu dużo. My na szczęście mamy bardzo blisko, bo wystarczy, że wyjdziemy z budynku, a już jesteśmy na miejscu. LCBO wyróżnia szeroki asortyment alkoholi z całego świata. Polska myśl spirytusowa może się tutaj pochwalić między innymi Żubrówką i Żubrem, Żytnią i Żywcem oraz Spirytusem Gdańskim. Z wyższej półki natomiast na szczególną uwagę zasługują wódki Chopin, Pravda oraz Belveder (każda 50 dolarów za "krówkę"). Ta ostatnia zresztą jest bardzo popularnym alkoholem wśród Kanadyjczyków. Warto też dodać że wszystkie napoje 40% sprzedawane są w butelkach 1.14 litra. Ale nie pytajcie czemu, bo nikt tego nie wie.







Ciekawie jest też na ulicach miasta, gdzie znaki oraz ich rozmieszczanie trochę odbiegają od norm europejskich. Główna różnica polega na tym, że znaki dla kierowców usytuowane są za skrzyżowaniami, co zwłaszcza na początku aklimatyzacji w ruchu drogowym może sprawiać spore problemy. Dodatkowo znaki często opatrzone są dodatkowymi opisami, które doprecyzowują ich znaczenie, np. zakaz skrętu w lewo w godzinach 8-10, 12-14 i 16-18. W tej sytuacji trzeba naprawdę bardzo sprawnie analizować mijane oznaczenia. Ale nawet gdy mamy więcej czasu i na przykład chcemy zaparkować samochód, wcale nie musi być łatwiej. Przyswojenie wszystkich informacji może nam zająć dłuższą chwilę.





Dużym szokiem dla przylatujących zza oceanu może być fakt, że ceny w sklepach podawane są bez podatku. Konsekwencją tego są sytuacje, kiedy po podejściu z zakupami do kasjerki, na kasie wyświetla się kwota inna od tej, którą sobie skrupulatnie wyliczyliśmy (i niestety jest ona zawsze większa). Podatek w Ontario wynosi ok. 13%, ale już w innych prowincjach będzie on inny (w Albercie jest to tylko 5%). Żeby jeszcze utrudnić wyliczenie sumy wszystkich zakupów, niektóre towary nie są opodatkowane (np. chleb, woda itd.), albo są obciążone niższym podatkiem (tego niestety jeszcze do końca nie rozkminiliśmy). Czyli reasumując za zakupy na łączną kwotę $10 zapłacimy w rzeczywistości od 10 do 11.30 dolarów w zależności od tego, co mamy w koszyku.

Na koniec jeszcze taki smaczek, na który natrafiliśmy w zeszłym tygodniu. Mianowicie podczas drukowanie naszych resume (tak w Kanadzie mówi się na CV) okazało się, że różni się również format papieru. Mimo że staraliśmy się bardzo mocno, aby wcisnąć nasze wydruki do koszulek, wszystkie próby zakończyły się niepomyślnie. Kanadyjska kartka nie chciała się zmieścić w europejskiej koszulce, która była dla niej za wąska, ale również trochę za długa. Ten ostatni przykład pokazuje, że niespodzianki w kraju klonowego liścia czają się na każdym kroku. Dlatego kolejna porcja spostrzeżeń pewnie pojawi się już wktrótce.


4 komentarze:

  1. Super pomysl na blog!
    Czytajac post o Kanadzie widac duzo podobienstw do usa: komorki dzialajace w 1900, platne polaczenia przychodzace, ceny bez podatkow i potem niespodzianki przy kasie :) Z tego co pamietam to najpopularniejsza polska wodka w sklepach byla... luksusowa!
    pozdrawiamy i powodzenia - wojtek s

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie ! czekam na dalsze przygody ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł, dobry temat, gratuluję, czekam na ciąg dalszy..

    OdpowiedzUsuń
  4. :) dawaj wiecej takich notek :)

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE