środa, 27 października 2010

Hej hej tu NBA!

Właśnie wróciliśmy z meczu NBA, pomiędzy lokalnymi Raptors i Knicksami z Nowego Jorku. Atmosfera podczas meczu była taka, że nawet teraz 2 godziny po końcowej syrenie jesteśmy na maksa podekscytowani. Najprościej mówiąc było to dla naszej trójki najlepsze show sportowe w jakim kiedykolwiek mieliśmy okazję uczestniczyć (a widzieliśmy już m.in. mecze piłkarskiej ligi mistrzów, premiership i primera division, koszykarskie euroligii czy mistrzostwa świata w pływaniu).



Hala Air Canada Center nie robi z zewnątrz takiego wrażenia jak Old Trafford w Manchesterze czy Camp Nou w Barcelonie. Jednak po wejściu do środka momentalnie wszystkim udziela się atmosfera wielkiego wydarzenia. Liczne sklepiki z różnorodnymi gadżetami koszykarskimi, klubowe cheerleaderki z którymi można zrobić pamiątkową fotkę czy wszechobecne ekrany pokazujące zapowiedzi meczu sprawiają, że każdy tego wieczoru chce być Raptorsem.





Pierwszy gwizdek został poprzedzony uroczystym odśpiewaniem hymnów Kanady i Stanów Zjednoczonych oraz porywającą prezentacją zawodników Toronto, specjalnie przygotowaną na otwarcie nowego sezonu. Mecz sam w sobie był czymś niepowtarzalnym, czymś czego oczekiwałem po NBA, jednak to liczne dodatki sprawiły, że przez cały czas czuliśmy się jak na wielkiej imprezie. Każda przerwa w grze to inne przedstawienie. Począwszy od znanych wszystkim kibicom występów cheerleaderek czy wygłupów klubowej maskotki, poprzez pokaz akrobatów siłowych i niepowtarzalny taniec ojców, a skończywszy na rzucie za 5000$ z połowy boiska i solówkach rozentuzjazmowanych fanów. Te ostatnie polegały na tym, że kamery losowo wybierały spośród tłumu tańczące lub wygłupiające się osoby (my chyba za słabo się staraliśmy, bo ani razu nasze twarze nie pojawiły się na wielkim telebimie podwieszonym u sufitu hali).







Wracając jednak do meczu, to trzeba przyznać, że wybraliśmy idealnie, gdyż było to spotkanie inauguracyjne, a dodatkowo jego przebieg spowodował, że emocje towarzyszyły nam do samego końca. Mianowicie w drugiej kwarcie drużyna z Nowego Jorku odskoczyła Raptorsom, osiągając w pewnym momencie przewagę nawet 21 punktów. Po przerwie ekipa z Toronto nabrała jednak wiatru w żagle i stopniowo zaczęła odrabiać straty. Niesieni żywiołowym dopingiem 19-tysięcznej publiczności zebranej w Air Canada Center (hala może maksymalnie pomieścić 20 tysięcy ludzi), Raptorsi dopadli swych przeciwników na 30 sekund przed końcem meczu. W tym momencie na tablicy widniał remis 93:93, lecz kolejna akcja dała 3 punktowe prowadzenie Knicksom. Do zakończenia spotkania pozostało 8 sekund, czyli mniej więcej tyle czasu ile potrzeba na rozegranie jednej skutecznej akcji i doprowadzenie do dogrywki. Razem z kilkunastoma tysiącami fanów, którzy tak jak my wierzyli w końcowe zwycięstwo swych ulubieńców, na stojąco oglądaliśmy końcowe fragmenty meczu. Niestety nasz głośny doping nie pomógł i ostatecznie zespół z Toronto odniósł porażkę 93:98.







Marzenie zobaczenie meczu NBA na żywo się nareszcie ziściło. Jednak już teraz wiem, że to nie koniec i że będę częstszym bywalcem podczas spotkań najlepszej koszykarskiej ligi świata. Na pewno także wybiorę się na mecze NFL, MLB i NHL. Ale wszystko w swoim czasie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE