czwartek, 6 października 2011

Banff NP, czyli z deszczem za pan brat

Wspomniałem już w poprzedniej relacji, że parki narodowe Jasper i Banff są prawie identyczne. Prawie robi jednak bardzo wielką różnicę. W naszym przypadku tą różnica była pogoda. Po dwóch dniach upałów w Jasper, słońce zniknęło bez pożegnania i w jego miejsce pojawiły się chmury. Deszcz, jak złapał nas w okolicach lodowca Athabasca, tak nie odpuszczał nam przez kolejne 2 dni. Próbowaliśmy przed nim uciekać, jednak we wszystkich przypadkach to on ostatecznie był górą.

W deszczu z Lake Louise w tle


Deszcz nam jednak niestraszny, ubraliśmy się więc odpowiednio i ruszyliśmy na podbój chyba najbardziej znanego, a już na pewno najstarszego parku w Kanadzie. Tak na marginesie, to trasa z Jasper do Banff w naszej jednogłośnej opinii jest najpiękniejszą jaką do tej pory jechaliśmy. Wszystko za sprawą Gór Skalistych, których dość specyficzny wygląd nas urzekł Być może zdjęcia choć trochę oddadzą to co czuliśmy jadąc tą drogą.

Malownicza trasa z Jasper do Banff

Góry skaliste w kolorach jesieni

Jedna z niewielu chwil bez deszczu

Jadąc od północy zatrzymaliśmy się w dwóch bardzo ciekawych miejscach. Najpierw, aby zobaczyć z bliska Mistaya Canyon, a następnie by z góry spojrzeć na szafirowe jezioro Peyto Lake. Obie atrakcje godne polecenie, więc jeśli będziecie w okolicy warto zboczyć na chwilę z głównej trasy i udać się na krótki spacer. Pod wieczór natomiast dotarliśmy do Lake Louise, niewielkiego miasteczka, którego wizytówką jest jezioro o tej samej nazwie.

Mistaya Canyon

Wygibasy nad jeziorem Peyto Lake

Jedyne zwierzaki jakie spotkaliśmy w parku Banff to wyrośnięte kruki

Cały czas padało, więc nie chcąc psuć sobie pierwszego wrażenia, postanowiliśmy przeczekać deszcz w knajpie przy burgerze z bizona. Przy okazji jedzenia warto wspomnieć, że ceny w Lake Louise są bardziej niż kosmiczne. I to dosłownie wszystkiego, począwszy od żarcia, przez benzynę, a skończywszy na noclegach. Wizyta w żadnym sklepie na Alasce nas tak nie zaskoczyła, jak tutaj w pierwszym lepszym sklepiku. Dla przykładu nocleg dla naszej trójki w hostelu w pokoju 6 osobowym to koszt około 140 dolarów, o hotelach nie wspominając. Niestety w okolicy nie było żadnego Marriotta, aby móc skorzystać z Wojtka zniżki. Na szczęście w jednym z miejscowych hoteli pracowała Wojtka koleżanka i dzięki jej uprzejmości mogliśmy przespać się Lake Louise Inn za "jedyne" 140 dolków (czyli tyle co za wspomniany hostel).


Fairmont Chateau Lake Louise

Zanim jednak wylądowaliśmy w ciepłym pokoju hotelowym (po 3 dniach koczowania pod chmurką), udaliśmy się nad brzeg sławnego jeziora. Nie powiem ładnie położone i w ogóle, ale żeby jaja urywało, to nie bardzo. Być może mieliśmy zbyt duże oczekiwania, być może wpływ na to miała spora ilość turystów kręcących się po okolicy, ale jezioro Louise nie powaliło nas na kolana. O wiele bardziej do gustu przypadło nam położone nieopodal Moraine Lake. I to mimo dość mocnego deszczu, który padał podczas naszej wizyty.

Lake Louise we własnej "osobie"

I jeszcze z innej perspektywy

Moraine Lake skąpane w deszczu

Niemniej postanowiliśmy dać Lake Louise drugą szansę i następnego dnia z rana wybraliśmy się na szlak w okolicach jeziora. Szefowa wycieczki zdecydowała, że pójdziemy trasą o bardzo dźwięcznej nazwie, tzn. Lake Agnes trial. Dość szybko uporaliśmy się z kilkukilometrowym szlakiem. Spacer po górskich ścieżkach zwieńczyliśmy gorącą czekoladą w herbaciarni (ang. tea house) położonej na brzegu jeziorka Agnes, w którym odbijały się okoliczne szczyty.

Aga na Agnieszkowym szlaku


Malowniczo położona herbaciarnia

Po krótkim odpoczynku stwierdziliśmy jednak, że szkoda byłoby już wracać i zamiast tego można by było wejść na znajdujący się nieopodal szczyt Big Beehive, aby zobaczyć okolice Lake Louise z lotu ptaka. Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy i po niedługiej wspinaczce, urozmaiconej opadem śniegu, dotarliśmy do celu. Z tej perspektywy jezioro wyglądało o niebo lepiej, zachwycając swym niespotykanym kolorem. Aczkolwiek nadal uważam, że jest ono mocno przereklamowane.


Śnieżna niespodzianka

Będąc na szczycie Big Beehive stwierdziliśmy, że szkoda by już było wracać i ruszyliśmy dalej, tym razem na szlak Plain of 6 the Glaciers. Do celu, miejsca gdzie widać 6 schodzących w dół lodowców, dotarliśmy już nieco zmęczeni. Do tego dość mocno się zachmurzyło i rozpadało, więc zamiast spektakularnych lodowców, zobaczyliśmy spektakularne nic. Na szczęście czekała na nas miła nagroda w postaci kolejnej herbaciarni, a tam ciepłej zupy i herbaty. Tego nam było trzeba, bo inaczej nie wiem jakbyśmy w strugach deszczu pokonali w ostatnie 6 kilometrów (łącznie tego dnia zrobiliśmy 15km).

Jedna filiżanka herbaty, a taki zastrzyk energii

Ostatni dzień pobytu w parku Banff spędziliśmy w......Banff. W tym drugim przypadku chodzi o kurort górski, który jak można się domyślić jest głównym miastem w parku. Miasto, choć bardzo ładne, nie za wiele ma atrakcji godnych uwagi. My zahaczyliśmy o wodospady Bow, odwiedziliśmy hotel Banff Springs Fairmont, a następnie ruszyliśmy samochodem, aby zobaczyć okolicę miasta. Pogoda nadal nas nie rozpieszczała, ale mimo wszystko udało nam się zobaczyć Hoodoos (dziwne twory, których nazwa nie mająca żadnego znaczenia, dość dobrze oddaje ich wygląd) oraz przejść bardzo fajny szlak wzdłuż Johnston Canyon (chyba najlepszy kanion jaki do tej pory widzieliśmy, a już na pewno w Jasper i Banff).

Banff Springs Fairmont

Hoodoos - i wszystko jasne

Johnston Canyon


Banff opuściliśmy późnym wieczorem kierując się w stronę Montany, czyli na kolejny etap odkrywania parków narodowych USA. Trasa wiodła przez Calgary, gdzie spotkała nas bardzo miła niespodzianka. Przejeżdżaliśmy bowiem koło miasteczka olimpijskiego, które mimo późnej godziny nadal było otwarte. Chyba wiecie, że do takich atrakcji nie trzeba nas wcale przekonywać (tzn. mnie i Wojtka, bo z Agą to różnie). Mimo dość ograniczonych możliwości i panującej nocy, mogliśmy choć przez chwilę poczuć klimat igrzysk.

Park olimpijski w Calgary

Wojciech Małysz

Znicz olimpijski

Tak zakończył się drugi etap naszej Podróży Marzeń, nazwany przez nas Zachodnia Kanada. Po opuszczeniu przez nas Toronto na początku września, po raz kolejny przyszła pora by pożegnać się z Kanadą. Tym razem jednak na dłużej. Na szczęście nie ma czasu, aby siedzieć i wzdychać, bo kolejne miejsca czekają na naszą wizytę. Wzdychać będziemy na emeryturze.

Calgary nocą

9 komentarzy:

  1. Tworzycie świetną parę - tak trzymać! Piękne zdjecia, szczególnie Lake Louse, ale w ogóle wszystkie są piękne! A na emeryturze można na przykład pisać poezje - poważnie dziś 80-letni Szwed otrzymał nagrodę Nobla, wcześniej wyprzedziła go Szymborska. Jest tyle zajęć w życiu, że aż życie za krótkie!! bw

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie te parki jesienią wyglądają, jak my byliśmy to jeszcze nie było tylu kolorów :)
    Calgary nocą się nie wyświetla, Panie Adminie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @bw - ze co?? ze my Nobla?!? to sie chyba nawet fizjonomom nie snilo. ale z drugiej strony skoro Obama dostal nagrode za dobre checi to i moze my sie zalapiemy...

    OdpowiedzUsuń
  4. @Pani Koala - zlota kanadyjska jesien robi robote. a fotke admin naprawil wiec powinna juz dzialac.

    jak tam powrot na polska ziemie? tesknicie juz za toronto?

    OdpowiedzUsuń
  5. super ta niebieska kurtka Agnieszki - co to za firma?
    cala reszte bylam, widzialam w sierpniu, ale zdjecia macie lepsze:) troszke

    OdpowiedzUsuń
  6. Za Toronto samym w sobie może nie, ale wiadomo, czegoś tam zawsze brakuje ;) Jesień ładniejsza w Ontario jest i słońce jaśniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. @ania_2000 - kurtkowa firma to Columbia - jakos Aga ostatnio upodobala sobie ta firme.

    podejrzewam jednak ze w sierpniu pogode mialas o niebo lepsza. choc z drugiej strony pewnie i ludzi wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Pani Koala - w szkocji zatesknicie - tam ani jesieni ani slonca:)

    OdpowiedzUsuń
  9. dzieki - oj firme Columbie to ja znam doskonale:)
    pogoda w sierpniu byla ok, chociaz w Lake Louise w nocy bylo juz 40F. I zgadza sie - ludzi bylo, szczegolnie z Japonii. Normaline Pearl Harbor.

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE