piątek, 3 grudnia 2010

Team 'L' Na Niagarze

W ten poniedziałek w końcu wybraliśmy się na pierwszą kanadyjską wycieczkę poza Toronto. I to od razu na największą atrakcję tego rejonu, czyli na Wodospad Niagara. Aga z Wojtkiem mieli wolne w pracy (ja z Lucky nie mamy ostatnio zbyt napiętych grafików) więc wynajęliśmy samochód i z samego rana ruszyliśmy na południe, żeby zobaczyć jeden z cudów przyrody. Do końca nie byliśmy pewni czy brać psa ze sobą, ze względu na plan przekroczenia granicy z USA, jednak jak się później okazało, nasze obawy były kompletnie niepotrzebne - ale o tym później.



Trasa z Toronto do miasteczka Niagara Falls, gdzie znajduje się wodospad, to 127 kilometrów czyli około 1,5h jazdy drogą ekspresową, na której ograniczenie wynosi 100km/h. My jednak na miejsce zajechaliśmy dopiero w południe, gdyż najpierw zahaczyliśmy polski supermarket Starsky, aby zrobić swojskie zakupy, a potem kilkukrotnie zjeżdżaliśmy z głównej drogi, aby podziwiać kanadyjskie miasteczka.
Od samego początku słońce nam sprzyjało, a każdy wie ze dobra pogoda to jeden z głównych elementów udanej wycieczki (inny to dobra ekipa, ale ta na szczęście była jeszcze lepsza niż pogoda).





Warto też napisać o tym, że każdy z nas miał tego dnia okazję pojeździć samochodem z automatyczną skrzynią biegów (w Kanadzie, podobnie zresztą jak i w USA, "automaty" są na drogach zdecydowaną większością). Nie obeszło się bez zabawnych sytuacji, gdy na przykład chciałem zmienić bieg i zamiast nie istniejącego sprzęgła wcisnąłem hamulec, albo kiedy Wojtek w mechanicznym odruchu postanowił hamować lewą nogą. Tego dnia jedynie Adze udało się uniknąć samochodowych wpadek. Zgodnie jednak twierdzimy że automatyczna skrzynia biegów jest bardziej wygodna, zwłaszcza w ruchu miejskim.



Jak już wspomniałem wodospad Niagara znajduje się w miejscowości Niagara Falls. Ciekawostką jest to, że część miasta leży na terenie Kanady, a część na terytorium Stanów Zjednoczonych. Oddziela je od siebie rzeka Niagara i aby pokonać granicę trzeba skorzystać z mostu. Miejscowość sama w sobie jest dość kiczowata - taki plastik-fantastik. Dużo tu kolorowych budynków, hoteli i atrakcji w stylu muzeum rekordów Guinessa czy figur woskowych oraz Repley's Believe or Not. Tak jak w większości miejsc na świecie, tak i tu biznes turystyczny ciągnie ile się tylko da pieniędzy od turystów z całego świata.







Mieliśmy szczęście, że byliśmy tu poza sezonem, gdyż w okresie wakacyjnym dookoła Niagary krąży tysiące ludzi, powodując że kontakt z naturą staję się męką. A więc spokojnym krokiem zaczęliśmy oglądanie tego zjawiskowego tworu przyrody. Pierwsze, co nas zaskoczyło, to hałas jaki powodował wodospad - a właściwie jego brak. Spodziewaliśmy się, że tysiące litrów wody spadające z wysokości 57 metrów będą huczeć i grzmieć, a okazało się że było całkiem spokojnie. Był to jednak tylko delikatny wstęp do tego co zobaczyliśmy chwilę potem. Widok Niagary z bliska jest oszałamiający.







Szeroka na 900 metrów rzeka spada z impetem, tworząc przy tym obłoki kropel, które następnie opadają na podekscytowanych turystów. A to dopiero pierwsza z trzech kaskad wchodzących w skład Niagary. Zwie się ona Horseshoe, czyli Podkowa - sami zgadnijcie czemu.





Horseshoe jest kanadyjską częścią wodospadu. Dwie pozostałe kaskady leżące na terenie Stanów Zjednoczonych zwą się: American i Bridal Veil (czyli welon Panny Młodej). Mimo że są one bardzo dobrze widoczne ze strony kanadyjskiej, to jednak dopiero po przejściu mostu granicznego można było poczuć ich prawdziwą siłę.



Podekscytowani faktem, że zaraz staniemy na amerykańskiej ziemi, ruszyliśmy mostem Rainbow w stronę odprawy paszportowej. Kontrola ograniczyła się do sprawdzenia paszportów, naszych czerwonych i niebieskiego Lucky, i chwilę potem, zajarani jak dzieciaki w sklepie z cukierkami, mogliśmy oglądać Niagarę z innej perspektywy.





Zanim przyjechaliśmy do Niagara Falls, słyszeliśmy opinie, że kanadyjska część wodospadu prezentuje się lepiej. W naszej opinii jednak, wszystkie kaskady mają swój urok i każda wzbudza bardzo pozytywne emocje. Ale żeby je poczuć, trzeba Niagarę zobaczyć na własne oczy - żadne zdjęcia i filmy tego widoku nie zastąpią.





Ostatnią atrakcją tego dnia był dla nas wypad do Outletów niedaleko Buffalo. Okazało się jednak że 3 godziny, które mieliśmy na zakupy to zdecydowanie za mało, aby spokojnie przejść choć kilka sklepów. Nie jestem przekonany, czy i cały dzień by wystarczył, aby odwiedzić wszystkie sklepy znajdujące się w tym kompleksie handlowym. Do Toronto wróciliśmy o godzinie 1 w nocy, po dniu pełnym wrażeń i z kilkoma kliszami wypstrykanych zdjęć. Resztkę sił jakie nam pozostały spożytkowaliśmy na położenie się spać i sny o kolejnych kanadyjsko-amerykańskich podróżach.




8 komentarzy:

  1. Wypracowanko niczym u Ireny D. ;), przesiadki na automatyczną skrzynie czasem bywają bolesne :], pozdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Ciekawy blog, powiedzcie mi czy posiadacie wizy amerykanskie, bo jednak byliscie po druiej stronie.
    Do tego jesli mozecie to chciałbym wiedziec ile kosztowało was wynajęcie samochodu, a do tego wszystkiego co za pracę macie, ile mieliscie kasy na start?
    Jakie sa koszty zycia w Toronto?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. PS. jakie są wasze koszty zycia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. dzieki. niestety wizy usa caly czas sa wymagane - my wyrobilismy je sobie jeszcze przed przylotem do kanady (o ile nie masz czegos na sumieniu to raczej nie ma problemow z uzyskaniem wizy). wynajem to koszt 78cad: 40 samochod i 40 ubezpieczenie - mozna bez ale my nie chcielismy ryzykowac.
    prace ma 2/3 z nas i ci szesliwcy pracuja w hotelach. koszty zycia z polskiej perspektywy sa dosc wysokie, jednak jak juz sie ma prace to punkt widzenia zmienia sie diametralnie. bez problemu starczy na chate, zycie codzienne i wycieczke, a jak sie ktos postara to jeszcze cos zaoszczedzi. ty juz w kanadzie czy dopiero wywiad srodowiskowy?

    OdpowiedzUsuń
  5. ja na miejscu juz :) sami mielismy takie same poczatki jak Wy:)
    Co do prac to polecam Etobickoe, duzo na początek moze byc dobrze, a z waszej lokalizacji tez nie najgorszy dojazd.
    PS znalezliscie juz nowe lokum?

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. o prosze a dlugo jestescie juz w toronto (gdzie dokladnie)? i jak wam sie tu podoba? a lokum pozostanie jednak na dluzej bo okazalo sie ze wlasciciel ma dwa pokoje do wynajecie w tym samym domu. dobra cena, super lokalizacja i nie trzeba sie przeprowadzac:)

    OdpowiedzUsuń
  7. jestesmy od wrzesnia, a mieszkamy na płn od 401, co do podoba czy nie to roznie, raz na tak raz na nie, z przewagą plusów. A wy? jak wam sie zyje?
    Szczescie mieliscie z ta przeprowadzką:) tym bardziej ze nie wiem jak u was, ale nam szybko nowe rzeczy przybywają ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. szybko sie zaklimatyzowalismy i na razie bardzo pozytywnie nam sie wszystko uklada. juz nie mozemy sie doczekac wiosny zeby wyskoczyc na jakas wycieczke poza miasta (np. park algonquin). jak wam leca przygotowania do poslkich swiat w kanadzie, bo my dzis chojne kupilismy i jutro zaczynamy ja ubierac...

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE