poniedziałek, 21 czerwca 2010

Connemara & Achill 2010

Prawie 1000 kilometrów przejechanych w 4 dni, tyle potrzeba nam było na odkrycie uroków Connemary oraz jej najbliższych okolic. Mimo że byliśmy w tym miejscy rok wcześniej, bardzo chętnie powróciliśmy do tej przepięknej irlandzkiej krainy, aby ponownie zachwycać się nietkniętym jeszcze przez człowieka krajobrazem zachodniej części wyspy.



Na początek odwiedziliśmy znane nam już miasteczko Cong oraz położony na jego obrzeżach zamek Ashford. Mimo, że planowaliśmy tędy jedynie przejechać, zachęceni słoneczną pogodą wybraliśmy się na ponad godzinny spacer po rozległych terenach zamkowych. W trakcie leśnej wędrówki mieliśmy okazję zobaczyć jak tresuje się sokoły, bowiem przy zamku znajduję ich szkółka. Niestety Lucky wprowadzała niepokój u ptaków więc zostaliśmy uprzejmie poproszeni o zabranie psa z ich pola widzenia. Ponadto byliśmy również świadkami wymarszu sfory psów (mogło ich być nawet 20), udających się zapewne na trening łowiecki. Trzeba przyznać, że zamek Ashford (będący również hotelem), poza niesamowitym wyglądem ma również styl, który sprawia że bardzo chętnie się tu wraca.





Kolejny przystanek naszej podróży to malowniczo usytuowana dolina, która leży pomiędzy szczytami gór zwanych Twelve Bens (lub Twelve Pins). Jest to jedno najładniejszych miejsc jakie widzieliśmy w Irlandii, i które mimo wszystko nadal nie stało się popularne wśród wszędobylskich turystów. Siedząc u podnóża jednego ze wzniesień, wsłuchując się w szum górskiego potoku i beczenia wszechobecnych owieczek, zrobiliśmy sobie piknik na łonie natury. I mimo że innego człowieka znaleźć tu naprawdę trudno, mieliśmy okazję cieszyć się towarzystwem niezwykle wyszukanych gości: śnieżnobiałego rumaka (którego Aga ochrzciła Jednorożcem) oraz niezwykle przyjaznej oślicy. W tak oryginalnym towarzystwie spędziliśmy niezapomniany wieczór, i gdyby nie brak namiotu pewnie zostalibyśmy w tym miejscu na noc, a tak ruszyliśmy w dalszą część naszej wycieczki.







Na Sobotę zaplanowaliśmy zdobycie Mweelrea (814m – z tym że wędrówka zaczyna się praktycznie z poziomu zerowego), będącego najwyższym szczytem prowincji Connacht. Warto zwrócić uwagę na nietypowe położenie góry, która jest częścią jedynego na Zielonej Wyspie fiordu. Na wspinaczkę umówiliśmy się razem z moim kolegą z pracy Brianem oraz jego siostrą Teresą. Jako, że irlandzkie góry nie są im obce, droga którą dla nas wybrali nie wiodła szlakiem turystyczny, a praktycznie nieuczęszczaną trasą o podmokłym podejściu ze stromymi ścianami skalnymi, z których pilnie obserwowały nas zdziwione czyjąś obecnością owieczki. Miejsce zjawiskowe, w którym człowiek słyszy własne myśli, a niespotykane widoki zapierają dech w piersiach. Wejście na szczyt Mweelrea (po drodze zdobyliśmy również górkę Ben Bury o wysokości 795m n.p.m.), mimo że upłynęło nam bardzo szybko, zajęło nam prawie 3 godziny. Tyle samo czasu zresztą co zejście, które wydawało się nam, że będzie o wiele sprawniejsze. Tak więc po 6 godzinach górskich wędrówek i obcowania z naturą wróciliśmy na łono cywilizacji. Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Westport, niewielkiej ale za to bardzo kolorowej i niezwykle przytulnej miejscowości, gdzie klasyczne „fish & chips” pozwoliło nam zapomnieć o burczeniu w brzuchach.





Następny dzień przywitaliśmy w nad oceanicznym hostelu Rich View, z którego mieliśmy cudowny widok na piaszczystą plażę, zielone klify oraz rozpościerający się wszędzie dookoła Atlantyk. Znajdowaliśmy się na niezbyt dużej, bo mającej jedynie 20 kilometrów długości, wyspie Achill. Wyspa ta, połączona z resztą Irlandii jedynie mostem, mimo swych niedużych rozmiarów, okazała się miejscem o niepowtarzalnym klimacie, jednym z najładniejszych, które do tej pory odwiedziliśmy. Wpływ poza przyrodą, niewątpliwie na to mieli spotkani tutaj ludzie: starszy Irlandczyk z hrabstwa Donnegal, który opowiedział nam kilka ciekawostek o wyspie; Niemka, podróżująca samotnie po świecie; oraz małżeństwo będące właścicielami hostelu – ona malująca obrazy i on śpiewający i grający na kobzie w lokalnym pubie. Ponadto wszędzie można było spotkać ludzi, którzy aktywnie korzystali z uroków okolicy m.in. surferów, kite-surferów czy amatorów jazdy konno (podejrzewam, że i nurek by się jakiś znalazł, ale z oczywistych powodów żadnego nie zauważyliśmy). Na „stały ląd” wróciliśmy malowniczą trasą, zwaną Atlantic Drive, biegnąca obrzeżami wyspy, gdzie poza pozytywnie nastrajającymi widokami, jazdę urozmaicały nam spacerujące owieczki.









Na to, aby przedłużyć naszą wycieczkę o jeszcze jeden dzień, zdecydowaliśmy się spontanicznie. Konsekwencją tego było wieczorne chodzenie od drzwi do drzwi hosteli i B&B w celu znalezienia noclegu przyjaznego zwierzętom. Okazało się bowiem, że w zdecydowanej większości przypadków, zwierzaki nie są mile widziane jako goście, dlatego dopiero chyba za 10 razem udało nam się trafić na odpowiednie miejsce. Jak się jednak okazało Lucky wybrała nam bardzo przytulny nocleg, z którego w szczególności zadowolona była Aga. Rano, po tradycyjnym „lekkostrawnym” irlandzkim śniadaniu, ruszyliśmy zdobywać kolejny szczyt Zielonej Wyspy – górę św. Patryka (ang. Croagh Patrick) mającą 772 metry wysokości. Góra ta, mająca szczególne miejsce w historii Irlandii (więcej czytaj TU), jest miejscem pielgrzymek wielu ludzi. Mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy, jak grupa maturzystów z Waszyngtonu, w ramach szkolnej tradycji wspina się boso na wierzchołek, wzbudzając podziw u mijanych ludzi. Tym razem wspinaczka była o wiele lżejsza niż sobotnia, a czas niezbędny na ukończenie wyprawy wyniósł jedyne 3,5 godziny. Na szczycie spotkała nas bardzo miła niespodzianka, gdzie początkowo gęsta chmura ograniczała widoczność do zaledwie kilkudziesięciu metrów, aby w kilka minut całkowicie odkryć przed nami niesamowite widoki na zatokę Clew, leżącą u podnóża góry. W słonecznych nastrojach zeszliśmy na dół i już 15 minut później leżeliśmy na pobliskiej plaży, gdzie spędziliśmy resztę dnia łapiąc ostatnie urlopowe kolory.






1 komentarz:

  1. Super- to mi się podoba
    nareszcie profesjonalny reportaż jp

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE