sobota, 15 czerwca 2013

Na spotkanie nosorożcom z Chitwan.

Gdyby jeszcze rok temu ktoś zadał mi pytanie, co ciekawego można zobaczyć w Nepalu, bez zastanawiania odpowiedziałbym że Himalaje. Po chwili dodałbym pewnie, że interesujące mogą być także lokalna kultura oraz życie ludzi i na tym skończyłbym swój wywód. Do głowy by mi nawet nie przyszło, że nepalska dżungla, o której istnieniu też dowiedziałem się dopiero niedawno, jest domem dla wielu rzadkich gatunków zwierząt. Tygrysy, słonie, krokodyle, małpy i nosorożce oraz niezliczona ilość egzotycznych ptaków - buzia sama otwiera się z zachwytu. Będąc w Nepalu nie było więc opcji, abyśmy nie skorzystali z okazji i nie ruszyli na spotkanie tak wyjątkowej gromadki.


Chitwan to jeden spośród kilku parków narodowych Nepalu, w którym można spotkać wspomniane zwierzaki. Osoby, które spotkaliśmy w Nepalu i które odwiedziły to miejsce, bez wyjątku były zachwycone tym parkiem. Nie potrzebna nam była inna rekomendacja. Zapakowaliśmy się do turystycznego autobusu w Pokharze i po około 4-godzinnej przejażdżce dotarliśmy do Sauraha, miasteczka będącego bazą wypadową do Chitwan. Po wyjściu z busa o mało nie zostaliśmy rozszarpani przez lokalnych "delikatnie" zachęcających przyjezdnych do skorzystania z ich miejsc noclegowych. Naprawdę ciężko było się wydostać z tego zamieszania zwłaszcza, że nagabywacza łatwo się nie poddawali. Ostatecznie jednak zostaliśmy sami na placu boju, ku zdziwieniu wszystkich nie korzystając nawet z darmowego transportu do wioski. Stwierdziliśmy że 700 metrów to żaden dystans, a przynajmniej była chwila spokoju by zebrać myśli.

Centrum Saurahy.

Sama Sauraha nie ma zbyt wiele do zaoferowania dla przyjezdnych. Ot dość ciche i spokojne miasteczko, które w większości żyje z turystyki. Bardziej autentyczne są jego okolice, gdzie można bliżej przyjrzeć się życiu na nepalskiej wsi, skosztować lokalnych przysmaków czy spróbować pogadać z miejscowymi. Po raz kolejny niezastąpione w wiejskich podbojach okazały się rowery. Dzięki nim w ciągu jednego dnia zobaczyliśmy znacznie więcej ciekawych rzeczy niż byłoby nam dane drałując na pieszo. Natrafiła się też okazja, aby poprawić uczesanie, nieruszane od początku podróży. Muszę przyznać, że wizyta u fryzjera miała w sobie lekki dreszczyk emocji. Gwoździem wizyty w Sauraha był jednak trekking po dżungli, po którym obiecywaliśmy sobie całkiem sporo. W końcu nie codziennie ma się możliwość spotkania nosorożca czy spojrzenia tygrysowi prosto w oczy.




Pierwszą część dżunglowego treku stanowił spływ rzeką Rapti, do którego wykorzystaliśmy kołyszące się na wszystkie strony drewniane canoe. Siedząc w wąskiej pirodze przez cały czas miałem wrażenie, że za chwilę wyląduję razem z innymi w wodzie. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał, że łódka bujała się jak wańka wstańka.


Po około 30 minutach bujania się w canoe po raz pierwszy zobaczyliśmy to po co przyjechaliśmy do Chitwan - nosorożca. Stał sobie spokojnie przy brzegu, nie zdając sobie chyba nawet sprawy z naszej obecności. Zwierzęta te bowiem mają bardzo słaby wzrok, a rzeczywistość ogarniają głównie przy pomocy słuchu i węchu.


Turyści do parku Chitwan mogą wejść jedynie w asyście przewodników. Nam udało się znaleźć dwóch chłopaków, którzy stanowili dość ciekawy zespół - jeden był bardzo dobry w tropieniu zwierzaków, a drugi sprawdzał się w zabawianiu nas różnymi historiami. Bez wątpienia jednak dowcipniś sam nie wyszukałby dla nas tropów tygrysa.


Oprócz tygrysich śladów, legowiska nosorożca czy krokodylej kupy, które całkiem mocno działają na wyobraźnię, udało nam się jednak również zobaczyć same zwierzęta. Jak na dwudniowy wypad do parku trzeba przyznać, że było ich całkiem sporo. Na dzień dobry trafiły nam się dwa krokodyle, które beztrosko wylegiwały się na słońcu...


...oraz gawial, będący bliskim krewnym wspomnianej dwójki. Niestety gatunek ten jest krytycznie zagrożony, bo na chwilę obecną na świecie pozostało zaledwie 300 osobników.


Następnie wytropiliśmy nosorożca schowanego w krzakach przy brzegu rzeki. Zwierzak tak fajnie się ulokował, że mogliśmy go obserwować z drzewa, znajdującego się bezpośrednio nad nim. Rewelacyjne przeżycie.


Trafił nam się także polski akcent w Nepalu w postaci bociana, tyle że czarnego a nie białego (zdjęcie po lewej).


Niezłą niespodzianką był również widok dzikiego pawia, który jak się kilkukrotnie na własne oczy przekonaliśmy całkiem nieźle lata. Do tej pory sądziliśmy raczej, że pawiom bliżej do nielotów kiwi niż do orłów.


Później jeszcze parokrotnie spotykaliśmy nosorożce, za każdym razem ciesząc się jak dzieci na widok Świętego Mikołaja.



Rzecz jasna widzieliśmy także sporo małp, które są stałym elementem dżunglowego krajobrazu w Azji południowo-wschodniej. W Chitwan przyszły się z nami przywitać między innymi makaki oraz langury.


Już po powrocie z treku, podczas spaceru wzdłuż rzeki, natrafiliśmy także na słonicę baraszkującą w wodzie. Niestety nie był to dziki zwierzak, bo żyjący w niewoli, ale i tak fajnie, że ma okazje spędzać trochę czasu bez łańcuchów. Wielu spośród jej krewnych nie ma takiego szczęścia.


Czas spędzony w parku Chitwan był bez wątpienia jednym z najciekawszych fragmentów naszej podróży. Uwielbiamy zwierzaki, a tutaj dostaliśmy ich aż w nadmiarze i to w egzotycznym wydaniu. Na tygrysa niestety nie trafiliśmy, ale może to i lepiej, bo kto wie jak by skończyło się takie spotkanie.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję ,że trochę filmików oprócz zdjęć też będzie. A braki dzikich i wolnych zwierzaków doskonale uzupełniacie Wy jako wolni i prawie dzicy przedstawiciele ssaków

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE