środa, 9 stycznia 2013

Irlandia, czyli tam i z powrotem.

No i stało się. W poniedziałek, po prawie rocznym pobycie w Irlandii (do całego roku zabrakło dosłownie kilku dni), wróciliśmy do Polski. Nie wiemy jeszcze czy to ostateczny rozbrat z Zieloną Wyspą, czy może tylko kolejna dłuższa przerwa, ale i tak z żalem rozstawaliśmy się ze znajomymi oraz ulubionymi miejscami w Dublinie. Ciężko dokładnie zliczyć który to już raz pakujemy wszystkie swoje klamoty i przenosimy się w inne miejsce, ale tak na oko wychodzi coś mniej więcej w okolicach 25 przeprowadzek w ciągu ostatnich 10 lat. Pewne jest natomiast to, że zaczynamy być w tym niekwestionowanymi specjalistami.


Większość spraw w Dublinie udało się zamknąć, nad częścią pracuje jeszcze Aga (ona wraca dopiero w czwartek), a resztę będziemy ogarniać już z Polski. Najważniejsze w tym temacie jest chyba to, że rzutem na taśmę udało się sprzedać samochód. Dzień przed wylotem udało się sfinalizować transakcję, choć wszystkie znaki na niebie wskazywały, że raczej do tego nie dojdzie. Najpierw na własnej skórze przekonaliśmy się, że grudzień to nie jest dobry okres na szukanie kupca na auto. Później, gdy już znalazł się chętny, to na godzinę przed umówionym spotkaniem okazało się, że ktoś nam zarysował zderzak (sprawczyni później się z nami skontaktowała, aby wszystko wyjaśnić). Zainteresowanego to jednak nie zniechęciło. O dziwo, nie zniechęciło go również to, co wyczytał w Internecie na stronie która sprawdza historię pojazdu. Wśród mało ważnych faktów były bowiem dwa, które doszczętnie powinny ostudzić jego zapał. Mianowicie czarno na białym było napisane, że licznik w naszym fordzie był kręcony (o jakieś 50,000km) oraz że poprzedni właściciel, od którego kupiliśmy samochód, miał go tylko miesiąc. Widać gościu musiał być nieźle zdesperowany albo potrafił znaleźć wystarczająco dużo plusów, aby przysłoniły mu opisane minusy.

Wśród gorączki pakowania, sprzątania i załatwiania ostatnich spraw udało nam się jeszcze zorganizować mocno spontaniczną imprezę urodzinową dla Agi, która jednocześnie była naszym pożegnaniem ze znajomymi i z Irlandią. W to, co piliśmy, kto z kim się bawił i czy nas głowy bolały nie zamierzam się zagłębiać. Chciałbym się tylko pochwalić dość niecodziennym pomysłem, na który wpadła Aga. Moja druga Połówka i jubilatka zarazem, poprosiła mianowicie wszystkich gości, aby zamiast kupować ewentualne prezenty dla niej, przeznaczyli te fundusze na słupskie schronisko dla zwierząt. Znajomi podchwycili temat i dzięki ich wsparciu w przyszłym tygodniu będziemy mogli odwiedzić zwierzaki z naszych rodzinnych okolic, aby przekazać im trochę podarków. Krótka relacja z wizyty w schronisku zapewne pojawi się także na blogu.


Lista rzeczy do zrobienia przed Podróżą w Nieznane jest jeszcze całkiem spora, a czas ciągle się kurczy. Pozostało aż 14 dni lub jak kto woli tylko 2 tygodnie, aby pozałatwiać ostatnie rzeczy (ubezpieczenia, sprzęt, bilety itd), spotkać się z rodziną i znajomymi oraz nacieszyć się Polską w domowym wydaniu. Całe szczęście, że do działania z zegarkiem przed oczami jesteśmy już przyzwyczajeni, bo w przeciwnym przypadku rajzefiber pewnie mielibyśmy jak w banku.

1 komentarz:

  1. Irlandia to wspaniały kraj. Kiedyś byłem tam odwiedzić wujka, więc zdążyłem trochę pozwiedzać. Na pewno pojadę tam drugi raz na dłużej, żeby więcej zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE