Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Kopenhaga - rowerowa stolica Europy

Kopenhaga, a ogólniej mówiąc Dania, zapewne większości z was kojarzy się z klockami Lego, bajkami Christiana Andersena, piłką ręczną, piwem Carlsberg oraz wikingami. Do ostatniego weekendu nam również pierwsze na myśl przychodziły właśnie takie skojarzenia. Kilka dni w Kopenhadze sprawiło jednak, że od teraz kraj ten równie mocno będzie kojarzył się nam z rowerami, których na ulicach duńskiej stolicy było chyba więcej niż Polaków w Irlandii. Czegoś takiego się kompletnie nie spodziewaliśmy. Rowery były widoczne na każdym kroku. Dlatego do czasu aż odwiedzimy Amsterdam, to Kopenhaga jest dla nas europejską stolicą rowerową!

niedziela, 16 sierpnia 2015

Dookoła Islandii trasą wulkanicznych cudów natury (cz.2)


Podróżowanie autostopem po Islandii niewątpliwie należy do lekkich i przyjemnych. Gdyby nie ograniczony urlop, pewnie kontynuowalibyśmy naszą islandzką przygodę w ten właśnie sposób. Wiedzieliśmy jednak, że powoli zaczyna nas gonić czas (nieodzowny urok 2-tygodniowych wakacji), a do zobaczenia pozostała jeszcze niemal cała wyspa. Dlatego zgodnie z wcześniejszym planem na drugi etap podróży zapakowaliśmy nasze graty do wynajętego samochodu, zaopatrzyliśmy się w jedzenie i wodę u różowej świnki (ozdabia ona logo sieci marketów Bonus, takiej lokalnej wersji Biedronki) i z piskiem opon ruszyliśmy przed siebie drogą numer 1.

Tak wyglądało sporo dróg w Islandii w połowie maja.

niedziela, 12 lipca 2015

Islandia z kciukiem do góry (cz.1)

Nie ma drugiego takiego kraju w Europie jak Islandia. Fiordy, gejzery, gorące źródła, wodospady, wulkany, jaskinie, góry, klify oraz lodowce a do tego wieloryby, renifery i puffiny. Można dostać zawrotu głowy już od samego wymieniania atrakcji jakie oferuje ta wulkaniczna wyspa. Na nieźle już rozgrzaną wyobraźnię dodatkowo działa fakt, że 18 spośród tamtejszych wulkanów jest czynnych. W końcu nie od parady Islandia nazywana jest krainą ognia i lodu. Ile jednak można czytać relacje z innych blogów i oglądać zdjęcia przedstawiające ten wyjątkowy kawałek świata. Przyszedł najwyższy czas, aby ruszyć w drogę i wszystkie te cuda oraz inne dziwy zobaczyć na własne oczy.

wtorek, 5 lutego 2013

Welcome to the Dżungla.

Ciężko było nam się rozstawać z plażą Tonsai, ale czekały na nas kolejne niesamowite miejsca do zobaczenia więc trzeba było się zbierać. Za radą naszych znajomych, Piotrka i Kasi ze Słupska, postanowiliśmy udać się do Khao Sok, aby zobaczyć prawdziwą Tajlandzką dżunglę, która rzekomo jest starsza i bardziej zróżnicowana niż lasy deszczowe Amazonii. Dojazd do celu w teorii wydawał się banalnie prosty, zwłaszcza że kupiliśmy bezpośrednie bilety. O tym, że w Tajlandii nic nie jest do końca takie na jakie wygląda, przekonaliśmy się jednak na własnej skórze.

Wodna brama do parku narodowego Khao Sok.

sobota, 2 lutego 2013

W poszukiwaniu niebiańskich plaż.

No i jesteśmy w Tajlandii. Po 16 godzinach lotu z tylko 2 przesiadkami i 1 godziną spóźnienia w końcu wylądowaliśmy w Azji. Od dawna zastanawialiśmy się jakie będą nasze pierwsze wrażenia, gdy w końcu postawimy stopy na tajskiej ziemi. Ja spodziewałem się świątyń na każdym kroku oraz małych Tajów biegających wszędzie dookoła. Aga natomiast nie mogła się doczekać widoku niebiańskich plaż i zwierzaków, które w Polsce można znaleźć tylko w zoo. Po przybyciu na Phuket szybko zostaliśmy jednak sprowadzeni na ziemię. I nawet nie chodzi o deszcz, który padał niemal całą noc, ale o to co zastaliśmy w Patong - pierwszej miejscowości podczas naszej podróży.

Tak wygląda nasze życie na walizkach.

czwartek, 22 listopada 2012

Na krańcach Irlandii.

Niezbyt porywający wschód, brytyjska północ, rewelacyjny zachód oraz umiarkowane południe - każdy z wymienionych kierunków poznaliśmy już dość dokładnie w związku z czym coraz trudniej znaleźć nam ciekawe miejsca na Zielonej Wyspie, do których jeszcze nie dotarliśmy. Nie oznacza to jednak, że takich miejsc nie ma. Znalezienie ich po prostu zajmuje nam teraz trochę więcej czasu.

środa, 14 listopada 2012

Teneryfa w słonecznych kadrach.

Aga: A może wybierzemy się na wakacje!
Daniel: Brzmi nieźle, tylko dokąd? Poczekaj niech zgadnę - ty już dokładnie wiesz gdzie?
Aga: No pewnie! Gdzieś gdzie będzie ciepło:)
Daniel: No tak, chyba mogłem się tego spodziewać.

Tak mniej więcej wyglądało planowanie naszego ostatniego wypadu. I choć początkowo zapowiadało się, że nawiedzimy Portugalię, to ostatecznie wylądowaliśmy ponad tysiąc kilometrów dalej na południe od półwyspu Iberyjskiego, na wulkanicznej Teneryfie. Sądziliśmy że kanaryjska wyspa niczym nas nie zaskoczy, szybko okazało się jednak, że byliśmy w błędzie.

czwartek, 18 października 2012

Madryt z perspektywy kanapy.

Czytając powyższy tytuł część z was pewnie pomyślała, że trafiliśmy na jakiś ciekawy dokument o stolicy Hiszpanii i teraz chcemy wam go przybliżyć. Nic z tych rzeczy. W zeszły weekend, po kilku nieudanych próbach, udało nam się w końcu dołączyć do grona couchsurferów. Domyślam się, że dla wielu z was temat ten nie jest to nowy, ale jestem również przekonany, że nadal istnieje spora grupa ludzi, która o surfowaniu na kanapie nigdy słyszała. Jedni i drudzy znajdą jednak tutaj coś dla siebie. Pierwsi będą mogli przeczytać o tym jak to się robi w Madrycie, podczas gdy reszcie postaramy się trochę przybliżyć ideę couchsurfingu.

Przyjaźń polsko-hiszpańska.

piątek, 15 czerwca 2012

Balonowa Rocznica

Ostatnio przypadał Dzień Dziecka, a co się z tym od wielu już lat wiąże i nasza szczególna rocznica. Dokładniej rzecz ujmując 1 czerwca minęło 11 lat od naszego pierwszego spotkania, czy jak kto woli od pierwszej randki. Tamtego pamiętnego dnia wybraliśmy się na partyjkę bilarda i rundę w pićki (czy ktoś oprócz Agi tak nazywa cymbergaja:), a następnie na bezcelowy spacer ulicami Słupska, podczas którego przegadaliśmy chyba wszystkie możliwe tematy - tak nam się gadka kleiła. Upłynęło 11 lat, a my ciągle potrafimy prowadzić takie dyskusje. Zwłaszcza, że dzięki niekończącym się pomysłom, dostarczamy sobie interesujących tematów do rozmów. Tym właśnie sposobem w rocznicowy weekend wylądowaliśmy na pokazie balonów, które odbywały się niedaleko Dublina.

czwartek, 24 maja 2012

Nasza Rzymska Majówka

Zanim w zeszłym tygodniu po raz pierwszy wylądowaliśmy w Rzymie, nasza wiedza na temat stolicy Włoch ograniczała się do kilku podstawowych informacji. Zdawaliśmy sobie między innymi sprawę, że to bardzo stare miasto (niektórzy mówią nawet, że jest wieczne), do którego ponoć prowadzą wszystkie drogi, a w samym jego sercu znajduje się inne państwo, nad którym pieczę jeszcze do niedawna dzierżył Polak. Było jeszcze kilka ciekawostek, które gdzieś tam zasłyszeliśmy, jednak 4-dniowy pobyt w rzymskim otoczeniu sprawił, że wyrobiliśmy sobie własne zdanie na temat Wiecznego Miasta. A że nasze odczucia są nie tylko pozytywne, to już jedynie efekt uboczny minionych wakacji.

Rzym to nie tylko antyczne zabytki, ale i ludzie, którzy nadają temu miastu kolorytu.

środa, 2 maja 2012

Najwyższe klify w Europie zdobyte!

Brzmi godnie, ale niestety informacja zawarta w tytule jest tylko połowicznie prawdziwa. Zgadza się jedynie to, że podczas weekendowego wypadu do hrabstwa Donegal udało nam się wejść na szczyt Slieve League, które rzekomo są najwyższymi klifami w Europie. Niestety po raz kolejny okazało się, że irlandzkie rekordy niewiele mają wspólnego z prawdą. Dzięki wrodzonej skłonności Irlandczyków do koloryzowania, do tej pory mieliśmy okazję przechadzać się najdłuższą promenadą w Europie (Salthill w Galway) oraz podziwiać jelenie w największym parku miejskim (Phoenix Park w Dubinie). Teraz na tej liście mamy również najwyższe klify.

Klify Slieve League - fałszywy rekordzista.

sobota, 7 kwietnia 2012

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

Lot z Miami do Berlina upłynął nam dość szybko i bardzo przyjemnie. Zaraz po wyjściu z lotniska uświadomiliśmy sobie jednak, że nasza Podróż Marzeń, choć niewątpliwie jeszcze trwała, w praktyce zakończyła się na słonecznej Florydzie. Rozgrzane piaski plaży South Beach zamieniliśmy na mroźną niemiecką pogodę, a kolorowe widoki letniego Miami zastąpiły nam szare ulice jesiennego Berlina. I chociaż próżno szukać zielonych palm w stolicy Niemiec, to jest wiele ciekawych miejsc i trochę innych atrakcji, które sprawiają że Berlin jest naprawdę interesujący. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę historię, chcąc nie chcąc tak ważną dla nas.

Trabanty - klasyka niemieckich dróg.

piątek, 9 marca 2012

Miesiąc Miodowy na Florydzie

Ślub, ślubem ale trzeba wracać do Podróży Marzeń. Najważniejszy dzień naszego wspólnego życia przeszedł już do historii, więc czas się zabrać za odkrywanie Florydy i jej atrakcji. Mimo, że w Miami przebywaliśmy już od 9 listopada, to przez pierwszych 6 dni niemal nie poczuliśmy klimatu otaczającego nas miasta, gdyż całkowicie byliśmy pochłonięci organizacją uroczystości. Na szczęście pozostało nam jeszcze 9 dni, które dość skrupulatnie zamierzaliśmy wykorzystać na wczucie się w rytm Magicznego Miasta (ang. Magic City - taki przydomek ma Miami), podróż poślubną po Florida Keys oraz wizytę w Parku Narodowym aligatorów czyli Everglades.

Najlepszy sposób na skwar lejący się z nieba.

czwartek, 23 lutego 2012

I do. You do. We do!!!!

Po 70 dniach niesamowitej Podróży Marzeń, którą rozpoczęliśmy na Alasce, a następnie kontynuowaliśmy w zachodniej Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Meksyku, dotarliśmy na Florydę. Florydę, która chcąc nie chcąc będzie ostatnim etapem naszej północnoamerykańskiej tułaczki. Wyprawa niestety powoli zbliża się do końca, postanowiliśmy więc zakończyć ją z przytupem. Pomysł happy endu w naszych głowach zrodził się w okolicach sierpnia, tuż przed wyjazdem z Toronto. Właściwie to nie tylko pomysł, bo i pierwsze kroki ku jego realizacji też zostały wtedy przedsięwzięte. Później już w trakcie podróżowania, a dokładniej mówiąc to późnymi wieczorami pomiędzy szukaniem kolejnych noclegów i planowaniem dalszej trasy, dopinaliśmy jego kolejne guziki. Czasem było śmiesznie, czasem trochę nerwowo, ale ostatecznie zdołaliśmy wyrobić się w czasie i do Miami zawitaliśmy gotowi, aby wcielić pomysł w życie.

czwartek, 9 lutego 2012

Marzenia są po to, aby je spełniać.

Miało być o marzeniach więc nie może być inaczej. Każdy z nas ma chyba swój bucket list, czyli listę rzeczy do zrobienia lub zobaczenia przed śmiercią. Na mojej na przykład znajdowała się Alaska i dzięki Podróży Marzeń mogłem to pozycję odhaczyć. U Agi natomiast figurowały między innymi parki zachodnich stanów USA, które otwierały jej zestawienie miejsc do odwiedzenia. Było jednak coś, co znajdowało się na tej liście wyżej i właśnie w Meksyku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby spełnić wielkie marzenie Agi.

wtorek, 31 stycznia 2012

Meksyk jak z obrazka.

Decyzja o szybszym opuszczeniu Cancun była chyba najlepszą jaką podjęliśmy podczas całej podróży. Ledwo wyjechaliśmy poza granice miasta, a na niebie pojawiło się rozpromienione słońce, które tylko utwierdziło nas w słuszności naszego wyboru. Playa del Carmen, kolorowa miejscowość na wybrzeżu Karaibskim, okazała się naszą ziemią obiecaną. Życzliwi ludzie, niezliczona liczba knajpek i restauracji z meksykańskimi przysmakami oraz innych miejsc, w których można spędzić ciekawie czas, a ponadto złote plaże z nieziemsko turkusową wodą, to obraz który na nas czekał tuż po przyjeździe. Meksyk w końcu był tym, czego oczekiwaliśmy przed przyjazdem tutaj.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Cancun, czyli wielkie meksykańskie rozczarowanie.

W Meksyku nigdy wcześniej nie byliśmy. Nasza wiedza związana z tym krajem pochodziła głównie z programów telewizyjnych oraz relacji i opisów innych ludzi, którzy tutaj byli. Na tej podstawie powstał nasz obraz, który spodziewaliśmy się zastać po przylocie do Cancun. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna i zamiast niezapomnianej wizyty w tym karaibskim mieście, nasz pobyt owszem będziemy wspominać, ale niezbyt pozytywnie.


Cancun jakie jest każdy widzi.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

San Francisco wzdłuż i wszerz


Zbyt wielu miast na trasie naszej wycieczki nie było, gdyż głównie skupialiśmy się naturalnych atrakcjach Ameryki Północnej. Jednak spośród tych, w których byliśmy i mieliśmy okazję co nieco zobaczyć, to właśnie San Francisco wywarło na nas największe wrażenie. Poza najważniejszymi wizytówkami, w postaci mostu-ikony Golden Gate i więzienia Alcatraz, miasto miało do zaoferowania o wiele więcej innych atrakcji. Zresztą San Francisco to nie tylko miejsca i budynki. To również pozytywni ludzie i przyjazne zwierzęta, dzięki którym to miejsce staje się jeszcze bardziej wyjątkowe. I dlatego właśnie postanowiliśmy spędzić 3 dni w Mieście nad Zatoką.

sobota, 24 grudnia 2011

Gigantyczne Sekwoje i niewiele mniejsze Kondory


Z Los Angeles do San Francisco najkrótsza trasa wynosi niewiele ponad 600 kilometrów. My jednak postanowiliśmy nadłożyć trochę drogi, aby z bliska przyjrzeć się olbrzymim sekwojom, a następnie przejechać się Highway 1 - rzekomo jedną z najpiękniejszych tras w całych stanach. W sumie wyszło prawie 1200 kilometrów, ale niewątpliwie było warto. Zwłaszcza, że już po raz kolejny pozytywnie zaskoczyły nas zwierzaki. Słonie morskie, kondory kalifornijskie oraz ich najbliższa rodzina w postaci sępników róźowogłowych, a na dokładkę czarny niedźwiedź - to komitet powitalny, który gościł nas przez dwa dni podczas podróży do San Francisco. Było godnie.

Kondor kalifornijski w akcji

sobota, 10 grudnia 2011

Pustynne słońce w Death Valley

Ciężko nam było opuszczać Las Vegas, jednak pieniędzy nie przybywało, a czas zza pleców delikatnie poganiał. Z Miasto Grzechu udaliśmy się na zachód w stronę słonecznej Kalifornii i jej pierwszej atrakcji, czyli Death Valley National Park. Zresztą pojęcie atrakcji w przypadku Doliny Śmierci jest dosyć względne. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że spacery po kamiennej pustyni przy około 40 stopniowym upale (latem temperatury dochodzą nawet do 50 stopni) nie każdemu przypadłyby do gustu. Weźmy na przykład Agę, dziewczynę ciepłolubną i w ogóle ze słońcem za pan brat, a która w Death Valley po 20 minutach tak się zagrzała, że miała dosyć i poszła spać. Na szczęście było kilka niesamowitych miejsc w parku, które potrafiły ją postawić na nogi.

Fatamorgana cieni

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE

alaska (5) birma (5) Borneo (3) ciekawostki (10) dania (1) donegal (1) drużyna L (1) festiwale (8) floryda (2) geocaching (3) góry (3) hiszpania (4) indonezja (1) islandia (2) kanada (43) konkurs (1) kopenhaga (1) kultura (1) malezja (4) maraton (3) marzycielska poczta (1) meksyk (4) muzyka (5) nba (3) nepal (5) niemcy (1) podróż marzeń (29) podróż w nieznane (28) podróże (55) polska (6) porady (2) road trip (1) rodzinka (11) singapur (1) sport (16) sumatra (1) tajlandia (6) triathlon (3) usa (26) włochy (3) zachodnia irlandia (5) zielona wyspa (22) zwierzaki (5) życie (39)