sobota, 24 grudnia 2011

Gigantyczne Sekwoje i niewiele mniejsze Kondory


Z Los Angeles do San Francisco najkrótsza trasa wynosi niewiele ponad 600 kilometrów. My jednak postanowiliśmy nadłożyć trochę drogi, aby z bliska przyjrzeć się olbrzymim sekwojom, a następnie przejechać się Highway 1 - rzekomo jedną z najpiękniejszych tras w całych stanach. W sumie wyszło prawie 1200 kilometrów, ale niewątpliwie było warto. Zwłaszcza, że już po raz kolejny pozytywnie zaskoczyły nas zwierzaki. Słonie morskie, kondory kalifornijskie oraz ich najbliższa rodzina w postaci sępników róźowogłowych, a na dokładkę czarny niedźwiedź - to komitet powitalny, który gościł nas przez dwa dni podczas podróży do San Francisco. Było godnie.

Kondor kalifornijski w akcji

Jeszcze przed przyjazdem do Kalifornii wiedzieliśmy, że sekwoje są niesamowicie duże. To niesamowicie było jednak niezdefiniowane i w naszych wyobrażeniach przybierało najróżniejsze formy. Jak daleko jednakże od wyobrażeń do rzeczywistości okazało się zaraz po wjeździe do parku narodowego, gdy drzewa nabrały realnych kształtów. Dość powiedzieć, że w większości polskich miast nie ma tak wysokich budynków, a inna nazwa tych okazów to mamutowce olbrzymie. Nawet 95 metrów wysokości, ponad 1,000 ton wagi i do 10 metrów średnicy posiadają największe obecne giganty. Powierzchnia u ich podstawy niejednokrotnie przewyższa wielkością metraż przeciętnego mieszkania w Polsce. Aż chciałoby się zamieszkać w jednym z takich drzew.

Ile potrzeba osób, aby objąć olbrzymią sekwoję?

Spacer monumentalną aleją sekwoi

W parku nawet tunele są z drewna - Tunnel Log

Przejeżdżając przez krainę sekwoi wypatrzyliśmy pożar, który trawił okoliczne drzewa. I pewnie, gdyby nie liczne znaki informujące, że wszystko jest pod kontrolą, ruszylibyśmy na ratunek wydawałoby się bezbronnym sekwojom. Tymczasem okazało się, że raz na jakiś czas, strażnicy parkowi do spółki ze strażakami rozniecają ogień i tym samym oddają przysługę przyrodzie. Płomienie niezbędne są bowiem do rozwoju tych wielkich roślin. Dojrzałe szyszki mogą wisieć na drzewie nawet do dwudziestu lat i dopiero ogień sprawia, że się otwierają, a ich nasiona wysypują się na leśne podłoże. Wygląda więc na to, że ingerowanie w przyrodę czasem może przynosić pozytywne rezultaty.

Twórcze działanie ognia

Co by tu jeszcze podpalić?

Panorama Parku Narodowego Sekwoi widziana z Moro Rock (2,050m. n.p.m.)

Tuż przed wyjazdem z parku, załapaliśmy się jeszcze na jedną niecodzienną atrakcję. Specjalnie na nasze pożegnanie pojawił się czarny niedźwiedź. Zwierz, kompletnie nic sobie nie robiąc z obecności otaczających go ludzi, przespacerował się szlakiem, rozejrzał dookoła i po chwili zniknął w pobliskich drzewach. Mówi się, że jak czarny kot przebiegnie drogę to będzie się miało pecha. W takim razie czego należy się spodziewać, gdy szlak przetnie czarny niedźwiedź? Wypasionego szczęścia?

Miś turysta

W naszym przypadku misiek okazał się dobrym znakiem. Następnego dnia bowiem, podczas przejazdu autostradą numer 1, oprócz oceanicznych widoków, swą obecnością uraczyły nas inne, wcześniej przez nas nigdy niewidziane zwierzaki. Najpierw zaprzyjaźniliśmy się ze słoniami morskimi. A było ich trochę, bo na jednej z kamienistych plaż wylegiwała się chyba setka tych wyrośniętych ssaków. Załapaliśmy się również na krótką pogadankę, podczas której dowiedzieliśmy się kilku interesujących ciekawostek na temat owych wodnych drapieżników. Na przykład, że samice mają każdego roku tylko jedno młode, a ciąża trwa ok. 11 miesięcy. Albo, że haremy poszczególnych samców liczą nawet do 40 samic. Można powiedzieć, że prawie jak u ludzi.

Słonie morskie na plażowym wybiegu

Jeden z haremów podczas popołudniowej sjesty.

W dalszej części samochodowej podróży krętą drogą biegnącą wzdłuż Pacyfiku udało nam się wypatrzyć zwierzaki, na które bezskutecznie polowaliśmy już wcześniej w Utah i Arizonie. Dwa kondory kalifornijskie, bo o nich mowa, czekały na nas przy urwistym poboczu, odpoczywając sobie na jednej ze skał. Te wyrośnięte ptaki nawet w telewizji robią niesamowite wrażenie. Tym bardziej więc możecie sobie wyobrazić nasze zachwyt, gdy mogliśmy je podziwiać z kilku metrów. Z czasem jednak zjechał się tłum gapiów i z kameralnego spotkania zrobiła się niemała impreza ornitologiczna. Zresztą nawet kondorom nadmiar ludzi zaczął przeszkadzać, bo w pewnej chwili po prostu się ulotniły. Warto jeszcze dodać, że był taki okres, i to nie tak dawno, kiedy ptaki te o mało nie wyginęły. W 1987 roku pozostało ich zaledwie 22! Na szczęście od tamtej pory, dzięki ochronie gatunku i próbie jego reintrodukcji, zwiększono wielkość populacji i w kwietniu tego roku liczyła ona 394 osobników. Tylko i aż tyle.

Bliskie spotkanie z kondorami kalifornijskimi.

I pomyśleć, że tak nie wiele brakowało, a byśmy tych ptaków w ogóle nie oglądali.

Rozpiętość skrzydeł u dorosłego ptaka dochodzi do 320 centymetrów.

Podróż Highway 1 na długo pozostanie nam w pamięci. Jednak nie za sprawą widoków, które delikatnie rzecz biorąc nas nie ruszyły. Owszem trasa jest ładna i miejscami zachwyca, ale żeby od razu piać, że jest najładniejsza na świecie, to lekka przesada. Tym co my zapamiętamy z tej samochodowej podróży to niesamowite zwierzaki i niecodzienna możliwość bliskiego obcowania z nimi. Ponadto chcą nie chcąc na pewno wspominać będziemy także najwyższą cenę jaką przyszło zapłacić nam w Stanach za benzynę. $7.5 za galon to dobra nauczka, aby zawsze zawczasu myśleć o tankowaniu, bo potem można się nieźle przejechać.

Skaliste nabrzeża Highway 1. pomiędzy LA i San Francisco

4 komentarze:

  1. Agree. Trasa ładna, ale z tymi z Alaski nie może się równać. Przypomniało mi się, jak na Hawajach spotkaliśmy rodzinę z Alaski i mówimy im: ale macie szczęście, żyjecie w jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi!, na co oni, mierząc krytycznym spojrzeniem jeden z ładniejszych hawajskich wodospadów: oh yes, we're so spoiled:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że wyciągnęliście naprawdę niezłe smaczki z zachodniej części Stanów (a może nawet wszystko co było do wyciągnięcia?). Szkoda, że to już koniec Waszej podróży bo czytało się miodnie :-) Ale m.in. dzięki Wam i podobnym sam ciągle pamiętam o tym by się nie zasiedzieć na miejscu i dalej podróżować.

    M.

    PS. Wiem, że się powtarzam ale: zdjęcia jak zwykle rewelacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Magdalena - hehe, dobry tekst. ale to fakt, w obrebie Stanow maja niemal wszystkie mozliwe krajobrazy: od pustyni poczawszy przez wulkany a na lodowcach skonczywszy. no i chwali sie ze potrafia to docenic (...choc czesto zdarza sie tez ze sami nie wiedza co maja:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Marcin - nasza podróż praktycznie skończyła się miesiąc temu ale jeszcze trochę minie nim nadrobimy zaległości blogowe (swieta oraz wyjazdy do rodziny i znajomych nie ulatwiaja blogowania). uprzedze troche fakty mowiac ze w kolejce czekaja nadal: san francisco, meksyk i floryda. tak wiec czeka cie jeszcze troche wspomnien:) przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE