Miało być o marzeniach więc nie może być inaczej. Każdy z nas ma chyba swój bucket list, czyli listę rzeczy do zrobienia lub zobaczenia przed śmiercią. Na mojej na przykład znajdowała się Alaska i dzięki Podróży Marzeń mogłem to pozycję odhaczyć. U Agi natomiast figurowały między innymi parki zachodnich stanów USA, które otwierały jej zestawienie miejsc do odwiedzenia. Było jednak coś, co znajdowało się na tej liście wyżej i właśnie w Meksyku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby spełnić wielkie marzenie Agi.
Zaczęliśmy jednak od czegoś w postaci rozgrzewki do spełniania marzenia. Aga zafascynowana jest wszelkiego rodzaju zwierzakami (chyba jedynie poza żabami, których panicznie się boi). Dlatego na wieść, że istnieje możliwość wypadu do Akumal, gdzie w krystalicznie czystej wodzie można popodglądać żółwie morskie, niemal wyskoczyła z klapek, aby jak najszybciej się tam dostać. Ostatecznie do Akumal (nazwa miejscowości w języku Majów oznacza miejsce żółwi) wybraliśmy się dopiero następnego dnia, co wymagało od Agi chyba ponadludzkiej cierpliwości. Zanim dotarliśmy jednak na miejsce zajechaliśmy jeszcze do przepięknej cenoty (wspominałem już we wcześniejszym poście, że jest to swego rodzaju wapienna studnia). Pływając pośród niesamowitych stalaktytów, stalagmitów oraz stalagnatów mogliśmy poczuć się jak bohaterowie powieści przygodowych. Wewnątrz jednej z wodnych jaskiń, nasz przewodnik zgasił światło i przez około minutę mieliśmy niepowtarzalną okazję wszystkimi zmysłami przeżywać tą wyjątkową chwilę. Nawet teraz zamykając oczy potrafię przywołać emocje, które wtedy mi towarzyszyły.
Po takim wstępie nasze oczekiwania co do czekających na nas żółwi były naprawdę spore. Szybko okazało się jednak, że te pocieszne gady sprostały naszym wymaganiom w 100%. Pierwszego zwierzaka wypatrzyliśmy nieopodal brzegu, po przepłynięciu zaledwie kilkudziesięciu metrów. Widok żółwia zajadającego się wodorostami przypominającego krowę na zielonej łące - bezcenny. Reszta opancerzonych zwierzaków też nie kazała na siebie długo czekać. Łącznie zobaczyliśmy ich chyba z 10, aczkolwiek za każdym razem wzbudzały jednakowo pozytywne emocje. Największy aplauz wywoływał jednak moment, gdy ten wodny gad wystawiał niewielką głowę tuż nad powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza. Rewelacja! Mógłbym to chyba oglądać na okrągło i by mi się nie znudziło.
Po żółwim wstępie wreszcie przyszedł czas na danie główne, czy też dokładniej mówiąc na marzenie Agi, o którym już tyle wspominaliśmy. Część z was pewnie się domyśliła, że również będzie chodziło o zwierzaka. Ciekaw jestem czy ktoś zgadł jego imię. A więc oto odpowiedź: Aga od zawsze (a już na pewno od kiedy ją znam - czyli będzie ponad 10 lat) marzyła o tym, aby popływać z ..........:) Niestety jeszcze chwilę was pomęczę, bo zanim marzenie się spełniło mieliśmy okazję robić takie cuda.
Teraz w końcu jesteście gotowi, aby poznać gwoździa programu (a nawet 2 gwoździe). Aga bowiem zamarzyła sobie popływać z delfinami i właśnie w Meksyku swoje marzenie spełniła. Ja miałem niepowtarzalną okazję spełniać to marzenie razem z nią i powiem wam szczerze, że tak szerokiego uśmiechu u mojej ukochanej chyba nie pamiętam. Jego szerokość była porównywalna do tego delfinowatego. Nie wierzycie. To zobaczcie sami.
I w taki oto sposób Aga spełniła jedno ze swoich największych marzeń. Na szczęście marzenia mają to do siebie, że na miejsce każdego zrealizowanego pojawia się nowe, równie niecodzienne. Aga niemal zaraz po wyjściu z wody, gdzie przez prawie 3 godziny taplała się z delfinami i innymi wodnymi pociechami, oznajmiła mi, że wpadła na kolejny pomysł, którego realizacja będzie jej kolejnym marzeniem. Póki co nie pochwalę się wam o czym mówiła, ale jak tylko wcieli plan w życie dam wam znać na blogu.
A teraz trzymajcie się mocno, bo Podróż Marzeń przenosi się na Florydę, gdzie wszystkich czekają emocje jeszcze większe niż te, których dotychczas doświadczyliśmy podczas minionych 70 dni. Można powiedzieć, że cała wyprawa tak naprawdę była wstępem do tego co wydarzyło się w Miami. Szczegóły jednak, standardowo, dopiero w kolejnej relacji.
Zaczęliśmy jednak od czegoś w postaci rozgrzewki do spełniania marzenia. Aga zafascynowana jest wszelkiego rodzaju zwierzakami (chyba jedynie poza żabami, których panicznie się boi). Dlatego na wieść, że istnieje możliwość wypadu do Akumal, gdzie w krystalicznie czystej wodzie można popodglądać żółwie morskie, niemal wyskoczyła z klapek, aby jak najszybciej się tam dostać. Ostatecznie do Akumal (nazwa miejscowości w języku Majów oznacza miejsce żółwi) wybraliśmy się dopiero następnego dnia, co wymagało od Agi chyba ponadludzkiej cierpliwości. Zanim dotarliśmy jednak na miejsce zajechaliśmy jeszcze do przepięknej cenoty (wspominałem już we wcześniejszym poście, że jest to swego rodzaju wapienna studnia). Pływając pośród niesamowitych stalaktytów, stalagmitów oraz stalagnatów mogliśmy poczuć się jak bohaterowie powieści przygodowych. Wewnątrz jednej z wodnych jaskiń, nasz przewodnik zgasił światło i przez około minutę mieliśmy niepowtarzalną okazję wszystkimi zmysłami przeżywać tą wyjątkową chwilę. Nawet teraz zamykając oczy potrafię przywołać emocje, które wtedy mi towarzyszyły.
Indiana Jones i spółka.
Cenote - nic dodać nic ująć.
Stalagmity, stalaktyty, a nawet stalagnaty - tak geografii można uczyć się codziennie.
Po takim wstępie nasze oczekiwania co do czekających na nas żółwi były naprawdę spore. Szybko okazało się jednak, że te pocieszne gady sprostały naszym wymaganiom w 100%. Pierwszego zwierzaka wypatrzyliśmy nieopodal brzegu, po przepłynięciu zaledwie kilkudziesięciu metrów. Widok żółwia zajadającego się wodorostami przypominającego krowę na zielonej łące - bezcenny. Reszta opancerzonych zwierzaków też nie kazała na siebie długo czekać. Łącznie zobaczyliśmy ich chyba z 10, aczkolwiek za każdym razem wzbudzały jednakowo pozytywne emocje. Największy aplauz wywoływał jednak moment, gdy ten wodny gad wystawiał niewielką głowę tuż nad powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza. Rewelacja! Mógłbym to chyba oglądać na okrągło i by mi się nie znudziło.
Już za moment spotkamy się z żółwiami.
Oglądania żółwi z bliska nie da się opisać - to trzeba przeżyć.
Prosimy nie dotykać rafy koralowej!
Żółwia krówka na wodnej łące.
Po żółwim wstępie wreszcie przyszedł czas na danie główne, czy też dokładniej mówiąc na marzenie Agi, o którym już tyle wspominaliśmy. Część z was pewnie się domyśliła, że również będzie chodziło o zwierzaka. Ciekaw jestem czy ktoś zgadł jego imię. A więc oto odpowiedź: Aga od zawsze (a już na pewno od kiedy ją znam - czyli będzie ponad 10 lat) marzyła o tym, aby popływać z ..........:) Niestety jeszcze chwilę was pomęczę, bo zanim marzenie się spełniło mieliśmy okazję robić takie cuda.
Najpierw karmiliśmy przesympatyczne manaty.
Które później tak nam dziękowały.
Następnie była pora na zabawę z lwami morskimi.
A nawet niewielki pieszczoty.
Teraz w końcu jesteście gotowi, aby poznać gwoździa programu (a nawet 2 gwoździe). Aga bowiem zamarzyła sobie popływać z delfinami i właśnie w Meksyku swoje marzenie spełniła. Ja miałem niepowtarzalną okazję spełniać to marzenie razem z nią i powiem wam szczerze, że tak szerokiego uśmiechu u mojej ukochanej chyba nie pamiętam. Jego szerokość była porównywalna do tego delfinowatego. Nie wierzycie. To zobaczcie sami.
Radość ze spełnionego marzenia - bezcenna.
Sami powiedzcie, kto z tej pary ma większy uśmiech.
Na takie atrakcje czekała prawie całe życie.
Przy okazji i ja załapałem się na zabawę z delfinami.
Delfinom chyba też się wspólne wygłupy podobały.
I w taki oto sposób Aga spełniła jedno ze swoich największych marzeń. Na szczęście marzenia mają to do siebie, że na miejsce każdego zrealizowanego pojawia się nowe, równie niecodzienne. Aga niemal zaraz po wyjściu z wody, gdzie przez prawie 3 godziny taplała się z delfinami i innymi wodnymi pociechami, oznajmiła mi, że wpadła na kolejny pomysł, którego realizacja będzie jej kolejnym marzeniem. Póki co nie pochwalę się wam o czym mówiła, ale jak tylko wcieli plan w życie dam wam znać na blogu.
A teraz trzymajcie się mocno, bo Podróż Marzeń przenosi się na Florydę, gdzie wszystkich czekają emocje jeszcze większe niż te, których dotychczas doświadczyliśmy podczas minionych 70 dni. Można powiedzieć, że cała wyprawa tak naprawdę była wstępem do tego co wydarzyło się w Miami. Szczegóły jednak, standardowo, dopiero w kolejnej relacji.
(autor: Daniel Leśniewski)
"Aga zafascynowana jest wszelkiego rodzaju zwierzakami (chyba jedynie poza żabami, których panicznie się boi)."
OdpowiedzUsuńJestem wstrząśnięty, poruszony. Ten tekst jest jak nóż w serce!!!:P ;)
pozdro
SithFROG :P
O wow! Ale super! Delfiny też są bardzo wysoko na mojej liście! Powiedzcie jeszcze jak robiliście fotki pod wodą? Macie jakiś specjalny aparat czy też etui czy jak? Nie mogę odżałować, że na Hawajach nie mogłam porobić podwodnych zdjęć na rafie:(
OdpowiedzUsuń@Magdalena - ani etui ani aparat choc akurat taki mielismy tylko nam odmowil posluszenstwa i bylismy zmueszeni kupic zestaw fotek z zolwiami.
OdpowiedzUsuńnatomiast z delfinami za bardzo nie bylo opcji. do wody ze zwierzakami nie mozna bylo brac swojego sprzetu, wiec jesli nie masz kogos kto z brzegu moze porobic zdjecia to przygotuj sie na szok cenowy:) w takiej sytuacji fotki sa bezcenne i niestety oni to wykorzystuja.
a rafa nie zajac - poczeka:)
@SithFROG - hehehehe! udany jestes...
OdpowiedzUsuńa wyobraz sobie teraz co by bylo gdyby tak sie bala danielowatych. chyba lepiej ze juz do zab ma awersje:)
trzymaj sie!
Co racja to racja, dobrze, że moja ślubna lubi żaby ;) pozdro dla zwariowanych Leśniewskich ;)
UsuńJarek
Ja pukam popędzając :) Kończyć proszę wakacje i opisywać co teraz słychać, jak z pracą, jak Irlandia, jak kryzys, jak żyć, Panie Premierze? ;))))
OdpowiedzUsuńA delfiny boskie, też kiedyś takiego upoluję :)
hehe! caly czas sie staramy dokonczyc podroznicza relacje ale sporo rzeczy odwraca uwage i stad te opoznienia. zostalo jeszcze okolo 3 wpisow z Podrozy Marzen i potem wracamy do aktualnych wydarzen. a tutaj tez sporo atrakcji. musisz jednak jeszcze chwile wytrzymac:)
Usuńsledze na biezaco waszego bloga wiec co nieco wiem co u was ale mozesz dorzucic jeszcze cos od siebie, takie niepublikowane informacje:) Koala sie juz lepiej czuje i wraca do zdrowych? pozdrow go od nas i do ulyszenia!
Zdecydowanie lepiej, zmieniliśmy lekarza i szpital i nagle się okazało, że kolejny zabieg nie musi być w połowie kwietnia, tylko na początku marca. Więc wygląda na to, że jak się przyłoży do rehabilitacji, to jeszcze nam się uda na jakieś fajne wakacje w tym roku pojechać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy też :) A Wojtek to tak na stałe do Stanów wybył?
poki co duzo niewiadomych w tym temacie wiec czas pokaze jak to sie wszystko potoczy. ale wyglada na to ze na dluzej
Usuń