Kolejnym punktem na mapie naszej Podróży Marzeń był Grand Canyon, czyli jedno z najważniejszych miejsc na turystycznej mapie Stanów Zjednoczonych (rocznie przyjeżdża tu około 5 milionów ludzi - dla porównania Yellowstone odwiedza "tylko" 3 miliony turystów, a cała Alaska gości ich niewiele ponad 700 tysięcy). Do parku narodowego postanowiliśmy zajechać od południowej strony, skąd ponoć najlepiej można docenić uroki tej gigantycznej dziury w ziemi. Aby tam dotrzeć, musieliśmy jednak na chwilę zamienić niesamowite Utah na nieodkrytą jeszcze Arizonę, gdzię położony jest kanion. Sam dojazd do Grand Canyonu zresztą też był nie lada atrakcją. Droga, która wybraliśmy wiodła bowiem przez jedyną w swoim rodzaju Monument Valley.
Droga do Monument Valley
Taki widok można podziwiać godzinami (albo do kolejnego samochodu)
Monument Valley to rozległa dolina, która przyozdobiona jest gigantycznymi pomnikami skalnymi. Wzdłuż drogi, prawie po sam horyzont, rozciągają się nieprawdopodobne kolosy. Jest ich dosyć sporo, jednak w przeszłości było ich dużo więcej. A jeszcze wcześniej, zanim wiatr i woda skruszyły skałę, gigantyczne pomniki najprawdopodobniej tworzyły całość. Z upływem czasu natomiast, te niezwykłe twory będę stopniowo zanikać i najprawdopodobniej kiedyś przestaną istnieć. Na szczęście proces ten powinien zająć kilka, a może i kilkaset tysięcy lat, więc powinniście bez problemów zdążyć, aby je jeszcze zobaczyć.
Wioską Indian Navajo u stóp jednego z Monumentów
Mexican Hat, czyli skała w kształcie meksykańskiego kapelusza
Miejsce, gdzie Forrest Gump skończył swój ponad 2-letni bieg
Wjeżdżając do Arizony automatycznie wkroczyliśmy na tereny zamieszkiwane przez Indian Navajo. Z miejsca staliśmy się mniejszością rasową, bo praktycznie podczas każdego postoju, czy to w sklepie czy w restauracji, zdominowani byliśmy przez rdzenną ludność. Ponadto wszystkie atrakcje turystyczne na terenach Indian prowadzone są przez miejscowych. Zresztą widać, że mają łeb do interesów, bo za wejściówki do niektórych trzeba niemało zapłacić (np. 45-minutowa wycieczka z przewodnikiem po Antelope Canyon kosztuje $35, a wejść samemu niestety nie można).
Koza z widokiem na indiańską osadę
Tak się robi interesy w Arizonie
Indiańskie klimaty
Poprzez liczne postoje podczas przejazdu przez Monument Valley na teren parku Grand Canyon dojechaliśmy dość mocno po północy. Mimo możliwości spania na kampingu, stwierdziliśmy że bezsensu rozbijać się o 2 w nocy skoro można się przekimać na parkingu i wstać skoro świt na wschód słońca. Wybór okazał się trafny, zwłaszcza że temperatura nad ranem spadła poniżej zera (dla niewtajemniczonych, szczyt kanionu położony jest na wysokości 2257 metrów - czyli mniej więcej tak jak najwyższy szczyt polskich gór). Na szczęście wschodzące słońce szybko nas rozgrzało i szybko mogliśmy zamienić ciepłe kurtki na krótkie spodenki. Zresztą widoki rozpościerającej się u naszych stóp również sprawiły, że krew w żyłach zaczęła szybciej płynąć.
Kanionowy wschód słońca na zimno
Widok na północną stronę kanionu z rzeką Colorado w dole
Kanionowe rozkminy Leśniewskich
W drodze do kanionu kombinowaliśmy, aby zejść na jego dno, tam przenocować i dopiero następnego dnia wrócić. Okazało się jednak, że nie jest z tym tak łatwo. Ze względu na dużą liczbę chętnych oraz ograniczoną liczbę miejsc na jedynym kempingu, o pozwolenie trzeba ubiegać się z dużym wyprzedzeniem. My się trochę zgapiliśmy i niestety zostaliśmy odprawieni z kwitkiem. Nie ma jednak tego złego, bo przynajmniej mamy powód, aby wrócić tu jeszcze raz.
Szukaliśmy sępów, a znaleźliśmy tarantulę
Grande zachód nad Grand Canyonem
Każdy z nas znalazł to czego szukał
Na osłodę wybraliśmy się na spacer do wnętrza kanionu. Szlakiem South Kaibab Trail ruszyliśmy w kierunku dna. Tak nisko jednak się nie stoczyliśmy. Ze szczytu South Rim do koryta rzeki Colorado jest bowiem 1.6 kilometra w pionie, czyli dość sporo jak na jednodniowy hajk (zwłaszcza, że marsz rozpoczęliśmy o godzinie 14). Ponadto wzięliśmy sobie do serca wszechobecne w parku ostrzeżenia, które przestrzegają przed lekceważeniem słońca (każdy turysta na każdą godzinę spaceru powinien mieć przy sobie litr wody). Ze względu na dużą różnicę wysokości, temperatura na dole może być o 20 stopni wyższa niż na górze. Ciężko w to sobie wyobrazić, zwłaszcza kiedy w nocy do drzwi puka przymrozek.
Zakręcony szlak South Kaibab Rim
Rzeczywiście było trochę achów i ochów na trasie
A w dole tego koryta twórca tej gigantycznej dziury - rzeka Colorado
Wycieczka do wnętrza Grand Canyonu, mimo że nie tak spektakularna jak się spodziewaliśmy, i tak była bardzo ciekawa. Po raz pierwszy w życiu mieliśmy okazję pokonać trasę, której szczyt znajdował się na dnie. Dość dziwne uczucie, kiedy schodzi się 800 metrów w dół, więdząc że tak naprawdę zabwa zacznie się dopiero w drodze powrotnej. Nam poszło to jednak nadspodziewanie sprawnie i zamiast przewidzianych 5 godzin na szlak, udało nam się to zrobić w 3,5. Zdajemy sobie jednak sprawę, że mieliśmy bardzo sprzyjającą pogodę i że przy 40 stopniowym upale taki spacer wyglądałby zupełnie inaczej. O piekło inaczej.
Radość ze stoczenia się na dno
Gdzieś wewnątrz Kanionu
Ledwo udało nam się wrócić z powrotem na górę
Kanion przyjął nas bardzo ładną, pogodą. Mimo zimnych nocy, dni były słoneczne i ciepłe. Mamy nadzieję, że tendencja wzrostowa się utrzyma, bo upałów wypatrujemy bezskutecznie od ponad miesiąca. Kolejny przystanek to Glen Canyon, więc może tam słońce sprawi, że nasze oczekiwania w końcu zostaną wynagrodzone.
(autor: Daniel Leśniewski)
Powalil bys mnie z nog ta fotka gdybym nie lezala w lozku!!!!!! Zaaaaaaaaaaaaajebista! Ale chyba nie bardzo o mnie swiadczy hehehe ....
OdpowiedzUsuńHejka, ja czytajac wasz blog i ogladajac fotki z waszych wypraw, acham i ocham. Super wyprawa, a wspomnienia macie na cale zycie, tylko pogratulowac odwagi. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńhej Kids.Nieszko wszystko fajnie,ale dlaczego Dany ,,już" Cię wpisał do swojego paszportu.(zupełnie jak z Lucky). Otumani Cię tymi widokami i ........... Pozdrawiam jp
OdpowiedzUsuń@MJ - nie wiem jak to swiadczy o Tobie. ale musisz uwazac bo masz bardzo niecodzienna konkurencje:)
OdpowiedzUsuń@izka1985m - dokladnie tak jak mowisz. od ponad 2 miesiecy gratulujemy sobie pomyslu i konsekwentnej realizacji. podrozowanie uzaleznia:)
OdpowiedzUsuń@jp - Dany who?!?
OdpowiedzUsuń