...czy też: wpadli, narobili zamieszania i znów zniknęli za horyzontem. Tak w wielkim skrócie można by przedstawić to, co się działo po powrocie z Podróży Marzeń do domu. Ledwie zdołaliśmy się porządnie wyspać, a już znów byliśmy w terenie. Wizyty u rodziny oraz spotkania z przyjaciółmi i znajomymi, podczas których staraliśmy się najlepiej jak potrafiliśmy streścić nasze amerykańskie przygody łącznie ze ślubem, były stałym punktem w naszym grafiku. Setki filmów i tysiące zdjęć, którymi ich raczyliśmy, z czasem znaliśmy na pamięć. Gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy i zapytał, co się dzieje w 18 minucie piątego filmu w ósmym katalogu od góry, bez zastanowienia bym mu odpowiedział. Na szczęście, mimo zmasowanego bombardowania multimedialnego, nikt nie padł ze znużenia podczas naszych pokazów.
Dopiero po 2-3 tygodniach życie towarzyskie lekko się uspokoiło i w końcu mieliśmy trochę czasu, aby porobić słodkie NIC. Niestety taki stan nie trwał zbyt dług, bo już do drzwi pukały święta. Po raz pierwszy od 3 lat Boże Narodzenie spędziliśmy w domu z familią. I choć na emigracji dzielnie dawaliśmy sobie radę (o świętach w Toronto pisaliśmy TUTAJ), to i tak strasznie brakowało nam rodzinnego klimatu. Zaraz potem przyszedł Sylwester i wraz z bardzo silną ekipą znajomych oraz przyjaciół przywitaliśmy nowy, 2012 rok. W międzyczasie rozpoczął się jeszcze sezon urodzinowy - bo warto wspomnieć, że Aga, Wojtek i ja, wszyscy jesteśmy rogatymi koziorożcami. Z naszej trójki niestety tylko ja musiałem dość ekstremalnie przestawić swój licznik lat i tym sposobem zamiast dwójki, trójka gości od tamtej pory na pierwszym miejscu mojego wieku.
Miesiąc od powrotu do Polski strzelił jak z bicza i trzeba było w końcu podjąć decyzję co dalej. Wojtek już wcześniej zdecydował, że wraca na kontynent Amerykański. Zamiast Kanady, tym razem jednakże za cel wybrał sobie Stany Zjednoczone, gdzie od kilku miesięcy czekała na niego ukochana (zaciekawionych miłosną historią Wojtka, po więcej informacji odsyłam bezpośrednio do głównego bohatera). Tym sposobem 17 stycznia braciak zabrał swoje zabawki i po kilkunastogodzinnej podróży wylądował w Nowym Jorku, gdzie rozpoczął nowy etap swego życia.
My z kolei dosyć długo debatowaliśmy, gdzie tym razem zarzucić kotwicę i przycumować na jakiś czas. Pierwszy wybór padł na Wyspy Kanaryjskie. Dobra pogoda i możliwość nauki hiszpańskiego miały być głównymi argumentami za tą opcją. Było jednak małe ale...wskaźnik bezrobocia szalejący w okolicach 30% i perspektywa dłuższego poszukiwania pracy. Kolejne opcje to Malta i Gibraltar. Oba kierunki również bardzo przyjemne, a i z pracą znacznie lepiej niż na Kanarach. Nasze rozważania dość mocno zmąciła jednak niespodziewana oferta pracy dla Agi prosto z Irlandii. Tym sposobem z jednej strony mieliśmy możliwość wyjazdu w nieznane, a z drugiej powrotu na "stare zielone śmieci". Pierwsza decyzja była taka, że pakowaliśmy manatki i ruszaliśmy na Maltę, w związku z czym odrzuciliśmy Agową ofertę zatrudnienia. Po dłuższych rozmowach uznaliśmy jednak, że chyba opcja Irlandzka będzie w naszych planach bardziej korzystna. Jakiś czas temu zrodził się w naszych głowach pewien pomysł (o którym na razie ani mru mru) i właśnie wracając do Irlandii będzie nam łatwiej go zrealizować. Czas pokaże co z tego wyjdzie. Nie mniej jednak w ten oto sposób 18 stycznia 2012 (dzień po wylocie Wojtka do USA) ponownie opuściliśmy rodzinną Polskę, by po półtorarocznym rozbracie kolejny raz zawitać na Zieloną Wyspę. Zobaczymy czym teraz zaskoczy nas Irlandia.
Dopiero po 2-3 tygodniach życie towarzyskie lekko się uspokoiło i w końcu mieliśmy trochę czasu, aby porobić słodkie NIC. Niestety taki stan nie trwał zbyt dług, bo już do drzwi pukały święta. Po raz pierwszy od 3 lat Boże Narodzenie spędziliśmy w domu z familią. I choć na emigracji dzielnie dawaliśmy sobie radę (o świętach w Toronto pisaliśmy TUTAJ), to i tak strasznie brakowało nam rodzinnego klimatu. Zaraz potem przyszedł Sylwester i wraz z bardzo silną ekipą znajomych oraz przyjaciół przywitaliśmy nowy, 2012 rok. W międzyczasie rozpoczął się jeszcze sezon urodzinowy - bo warto wspomnieć, że Aga, Wojtek i ja, wszyscy jesteśmy rogatymi koziorożcami. Z naszej trójki niestety tylko ja musiałem dość ekstremalnie przestawić swój licznik lat i tym sposobem zamiast dwójki, trójka gości od tamtej pory na pierwszym miejscu mojego wieku.
W takim towarzystwie i 40tka mi straszna nie będzie.
Nic nie przebije Polskich świąt w rodzinnym klimacie.
Rodzinnie
Miesiąc od powrotu do Polski strzelił jak z bicza i trzeba było w końcu podjąć decyzję co dalej. Wojtek już wcześniej zdecydował, że wraca na kontynent Amerykański. Zamiast Kanady, tym razem jednakże za cel wybrał sobie Stany Zjednoczone, gdzie od kilku miesięcy czekała na niego ukochana (zaciekawionych miłosną historią Wojtka, po więcej informacji odsyłam bezpośrednio do głównego bohatera). Tym sposobem 17 stycznia braciak zabrał swoje zabawki i po kilkunastogodzinnej podróży wylądował w Nowym Jorku, gdzie rozpoczął nowy etap swego życia.
New York, New York!
My z kolei dosyć długo debatowaliśmy, gdzie tym razem zarzucić kotwicę i przycumować na jakiś czas. Pierwszy wybór padł na Wyspy Kanaryjskie. Dobra pogoda i możliwość nauki hiszpańskiego miały być głównymi argumentami za tą opcją. Było jednak małe ale...wskaźnik bezrobocia szalejący w okolicach 30% i perspektywa dłuższego poszukiwania pracy. Kolejne opcje to Malta i Gibraltar. Oba kierunki również bardzo przyjemne, a i z pracą znacznie lepiej niż na Kanarach. Nasze rozważania dość mocno zmąciła jednak niespodziewana oferta pracy dla Agi prosto z Irlandii. Tym sposobem z jednej strony mieliśmy możliwość wyjazdu w nieznane, a z drugiej powrotu na "stare zielone śmieci". Pierwsza decyzja była taka, że pakowaliśmy manatki i ruszaliśmy na Maltę, w związku z czym odrzuciliśmy Agową ofertę zatrudnienia. Po dłuższych rozmowach uznaliśmy jednak, że chyba opcja Irlandzka będzie w naszych planach bardziej korzystna. Jakiś czas temu zrodził się w naszych głowach pewien pomysł (o którym na razie ani mru mru) i właśnie wracając do Irlandii będzie nam łatwiej go zrealizować. Czas pokaże co z tego wyjdzie. Nie mniej jednak w ten oto sposób 18 stycznia 2012 (dzień po wylocie Wojtka do USA) ponownie opuściliśmy rodzinną Polskę, by po półtorarocznym rozbracie kolejny raz zawitać na Zieloną Wyspę. Zobaczymy czym teraz zaskoczy nas Irlandia.
Bardziej irlandzcy niż Irlandczycy.
(autor: Daniel Leśniewski)
OOO, przepraszam ten blog jest kontrolowany ,żadnego filmu z ,,ameryki" nie widziałem mało tego nie mogłem się go doprosić??
OdpowiedzUsuńJako rekompensatę trakuję zakończoną przed chwilą wizytę w ,,Waszej" Irlandii za którą jeszcze raz dziękuję było super. jp
cala przyjemnosc po naszej i Lucky stronie. co do filmow z hameryki to na nasza obrone mamy to, ze sami ich jeszcze nie widzielismy:) ale co sie odwlecze to nie uciecze i w koncu ten temat tez ogarniemy. pozdrawiamy!
Usuń