Miała być notka o Nowym Jorku, ale po dzisiejszym wieczorze nawet Manhattan może poczekać. Do Toronto bowiem zawitało Phoenix Suns z Marcinem Gortatem w składzie. Od kilku tygodniu żyliśmy już tym meczem i rozkminialiśmy jakby się do niego przygotować, żeby jedyny Polak w NBA wiedział, że jego ziomki są na sali. A wiadomo, że jak Leśniewskie rozkminiają (Aga, choć jeszcze nieoficjalnie, też zalicza się do naszego rodu i też nieźle rozkminia), to efekt musi być pierwsza klasa. Na halę Air Canada Centre zawitaliśmy więc uzbrojeni w trzy własnoręcznie robione plakaty z hasłami "Marcin Gortat", "Hammer Time" i "Polish Hammer", gumowym młotkiem, sporych rozmiarów flagą Polski, a także szalikiem w barwach narodowych.



Bez dwóch zdań było nas widać! Zresztą Marcin podczas rozgrzewki kilkakrotnie dał nam o tym znać. Byliśmy zajarani jak dzieci w sklepie ze słodyczami. Gortat również stanął na wysokości zadania i pokazał nam kawałek naprawdę bardzo dobrej koszykówki. Grając przez cały czas z uśmiechem na twarzy, zaliczył jeden z lepszych meczy w karierze (17 punktów, 11 zbiórek w tym 5 ofensywnych i 1 blok). Do tego kilka razy pokazał na czym polega hammer time, pakując efektownie piłkę do kosza. Nie wiem czy w trakcie meczu Marcin nas widział i słyszał, ale ludzie siedzący dookoła nas dowiedzieli się dzisiaj kim jest Polish Hammer. Zresztą robili sobie także z nami fotki.



Na koniec zdarzyło się jednak coś, o czym na pewno żadne z nas wcześniej nie myślało. Mianowicie, po końcowej syrenie, Marcin schodząc z boisko do szatni zatrzymał się na chwilę przy nas. Warto zaznaczyć, że pozostali gracze obu drużyn w pośpiechu zniknęli za kulisami. Ale nie Gortat - nasz człowiek w NBA. On zdążył zostawić autograf na fladze, a później jeszcze zaczął spontaniczne show. Oddał swój ręcznik, dorzucił jeszcze dwie frotki, a na koniec pod wpływem emocji rzucił nam jeszcze swoją szarą koszulkę treningową, w której zazwyczaj siedzi na ławce. W międzyczasie wymienił z nami kilka słów, ale o czym to nie mamy zielonego pojęcia, bo już dawno pod wpływem pozytywnych emocji unosiliśmy się na ziemią.
Zresztą cały czas jesteśmy podjarani na maxa, a to już ponad 3 godziny po meczu. Od samego początku przygody Marcina Gortata z NBA, kibicujemy jego karierze, ale dzisiejszym gestem zaskarbił sobie fanów do końca życia.

Bez dwóch zdań było nas widać! Zresztą Marcin podczas rozgrzewki kilkakrotnie dał nam o tym znać. Byliśmy zajarani jak dzieci w sklepie ze słodyczami. Gortat również stanął na wysokości zadania i pokazał nam kawałek naprawdę bardzo dobrej koszykówki. Grając przez cały czas z uśmiechem na twarzy, zaliczył jeden z lepszych meczy w karierze (17 punktów, 11 zbiórek w tym 5 ofensywnych i 1 blok). Do tego kilka razy pokazał na czym polega hammer time, pakując efektownie piłkę do kosza. Nie wiem czy w trakcie meczu Marcin nas widział i słyszał, ale ludzie siedzący dookoła nas dowiedzieli się dzisiaj kim jest Polish Hammer. Zresztą robili sobie także z nami fotki.
Na koniec zdarzyło się jednak coś, o czym na pewno żadne z nas wcześniej nie myślało. Mianowicie, po końcowej syrenie, Marcin schodząc z boisko do szatni zatrzymał się na chwilę przy nas. Warto zaznaczyć, że pozostali gracze obu drużyn w pośpiechu zniknęli za kulisami. Ale nie Gortat - nasz człowiek w NBA. On zdążył zostawić autograf na fladze, a później jeszcze zaczął spontaniczne show. Oddał swój ręcznik, dorzucił jeszcze dwie frotki, a na koniec pod wpływem emocji rzucił nam jeszcze swoją szarą koszulkę treningową, w której zazwyczaj siedzi na ławce. W międzyczasie wymienił z nami kilka słów, ale o czym to nie mamy zielonego pojęcia, bo już dawno pod wpływem pozytywnych emocji unosiliśmy się na ziemią.
Zresztą cały czas jesteśmy podjarani na maxa, a to już ponad 3 godziny po meczu. Od samego początku przygody Marcina Gortata z NBA, kibicujemy jego karierze, ale dzisiejszym gestem zaskarbił sobie fanów do końca życia.
(autor: Daniel Leśniewski)
SUPER sprawa! Marcin jak zwykle na poziomie i w meczu i po nim Gratuluję Wam i zazdroszczę fantów
OdpowiedzUsuńAle macie wspomnienia do końca życia:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czyżu
Gratki:-))
OdpowiedzUsuńsuper sprawa:] naprawde fajnie, oby wiecej bylo takich meetingow dla Marcina:] Pozdrawiam i zycze wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńNa 100% fajna sprawa,na ale co się dziwoć Gortat przecież jest z łodzkich bałut moich oklic więc nie ma tematu hahahh :)
OdpowiedzUsuńświetna sprawa, Marcin może nosić głowę wysoko bo ma powody!! ale jak widać nosa nie zadziera. Świetna postawa - po prostu staje się "role model"
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńSuper jest Wasz blog, będę tu zaglądał regularnie:) Ach moje marzenie wyjechać do Kanady. Doskonale wiem co czuliście podczas meczu, gdyż przeżyłem podobne chwile:)
Zapraszam Was jak i innych czytelników Waszego bloga to przeczytania relacji mojego autorstwa.
Mam szczerą nadzieje, że mój przykład pokaże, że marzenia się spełniają i warto o nie walczyć do samego końca:)
http://czwarta-kwarta.com/index.php/2011/02/spelnione-marzenie-fana-kings/
Pozdrawiam
Bartosz
Hej Dzieciaki fajnie na Was patrzeć-cieszy taki widok i gratuluję tej adrenaliny.
OdpowiedzUsuńA propos ,,Leśniewski Team" to nie słyszałem o oficjalnym transferze Córci do zespołu-narazie to gościnne występy?Pozdrawiam cały Kindergarten. Manager jp
Super sprawa,wielkie przeżycie,wspaniała zabawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Wesoła rodzinka z Koszalinka.
Nasz występ nie wyszedł tak spektakularnie, na ostatnią minutę przyjechaliśmy i nie bardzo sie dało zejść niżej. Gratulacje, Aga ma nową sukienkę ;)))))
OdpowiedzUsuńFajnie, że o tym piszecie. Ciekawe doświadczenie i dobry pomysł na poznanie rodaka. Gratuluje pomysłu i odwagi. Pozdrawiam blizniak Piotrek ze Słupska
OdpowiedzUsuńNo słów brak :).
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, podziwiam, pozdrawiam
Kaweś
co tu dużo mówić! po prostu zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńprzegieliscie:))halal
OdpowiedzUsuń