Koniec treku dookoła Annapurny witałem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony zmęczenie górską wędrówką porządnie dawało się już we znaki i trzeba było w końcu solidnie wypocząć, z drugiej jednak. naprawdę ciężko mi było rozstawać się z Himalajami. Poza tym świadomość powrotu do miejskiej dżungli niekoniecznie napawała mnie radością. Całe szczęście, że Pokhara okazała się bardzo przyjemnym miejscem, prawie niczym nie przypominającym zakopconego Katmandu. W takich warunkach śmiało mogliśmy wracać do cywilizacji.
Pierwsze co zrobiliśmy po przyjeździe do Pokhary, to udaliśmy się na sytą ucztę. Soczysty stek z jaka oraz chrupiąca ryba z grila były naszą nagrodą za wysiłek podczas treku, a także za ograniczony wybòr w jadłospisach na szlaku. Ponadto trzeba było się ostro wziąć za odzyskiwanie utraconych kilogramów. Jakby bowiem nie patrzeć od rozpoczęcia Podróży w Nieznane jest mnie 10 kilo obywatela mniej. Niby dieta cud, ale w moim przypadku kompletnie zbyteczna. Poza tym w tym tempie odchudzania do Polski będę mógł wrócić w bagażu podręcznym Agi.
Tak jak wspomniałem na wstępie Pokhara to całkiem klimatyczne miejsce. Miasto samo w sobie może szału nie robi, ale już jego położenie wprawia w zachwyt. Usytuowane w rozległej dolinie Pokhary nad jeziorem Phewa, w którego wodzie odbija się ośnieżone pasmo Annapurny - widok jak z obrazka. W tak wyjątkowych okolicznościach przyrody spędziliśmy 4 dni, ostro regenerując siły po treku. Naszą aktywność ograniczyliśmy do minimum, skupiając się na jedzeniu i byczeniu się. Pod koniec pobytu zmiękła nam jednak rura i wynajęliśmy rowery. W ciągu jednego dnia udało nam się zobaczyć spory kawałek miasta. Niestety rekomendowane atrakcje (Davis Fall i jaskinia Gupteshwor Mahadev) okazały się mocno przereklamowane. Nawet Międzynarodowe Muzeum Gór, w którym spodziewałem się zobaczyć wiele interesujących rzeczy, zawiodło moje oczekiwania. To znaczy było kilka interesujących ekspozycji, jednak ogólnie po tego typu muzeum, zwłaszcza w kolebce wspinaczki wysokogórskiej, spodziewałem się znacznie więcej. Delikatnie mówiąc całość trąciła trochę muchą.
Pokhara poza rewelacyjną lokalizacją oferuje również całkiem spory wybór atrakcji podwyższonego ryzyka. To tu bowiem można spróbować się w kajakarstwie górskim, skokach bungee, raftingu czy canyoningu. My zdecydowaliśmy się na moment zapomnieć o grawitacji i uczepieni paralotni zobaczyć dolinę Pokhary z lotu ptaka. Rewelacyjne przeżycie, szczególnie gdy nogi odrywają się od ziemi, choć może nie taki zastrzyk adrenaliny jak się oboje z Agą spodziewaliśmy. Bez wątpienia jednak od dziś to miejsce będzie nam się kojarzyć z paralotniami. Zresztą zobaczcie sami.
Pierwsze co zrobiliśmy po przyjeździe do Pokhary, to udaliśmy się na sytą ucztę. Soczysty stek z jaka oraz chrupiąca ryba z grila były naszą nagrodą za wysiłek podczas treku, a także za ograniczony wybòr w jadłospisach na szlaku. Ponadto trzeba było się ostro wziąć za odzyskiwanie utraconych kilogramów. Jakby bowiem nie patrzeć od rozpoczęcia Podróży w Nieznane jest mnie 10 kilo obywatela mniej. Niby dieta cud, ale w moim przypadku kompletnie zbyteczna. Poza tym w tym tempie odchudzania do Polski będę mógł wrócić w bagażu podręcznym Agi.
Nadrabianie zaległości kilogramowych.
Nepalczycy grający w Chińczyka (u nich gra nazywa się Noodle).
Tak jak wspomniałem na wstępie Pokhara to całkiem klimatyczne miejsce. Miasto samo w sobie może szału nie robi, ale już jego położenie wprawia w zachwyt. Usytuowane w rozległej dolinie Pokhary nad jeziorem Phewa, w którego wodzie odbija się ośnieżone pasmo Annapurny - widok jak z obrazka. W tak wyjątkowych okolicznościach przyrody spędziliśmy 4 dni, ostro regenerując siły po treku. Naszą aktywność ograniczyliśmy do minimum, skupiając się na jedzeniu i byczeniu się. Pod koniec pobytu zmiękła nam jednak rura i wynajęliśmy rowery. W ciągu jednego dnia udało nam się zobaczyć spory kawałek miasta. Niestety rekomendowane atrakcje (Davis Fall i jaskinia Gupteshwor Mahadev) okazały się mocno przereklamowane. Nawet Międzynarodowe Muzeum Gór, w którym spodziewałem się zobaczyć wiele interesujących rzeczy, zawiodło moje oczekiwania. To znaczy było kilka interesujących ekspozycji, jednak ogólnie po tego typu muzeum, zwłaszcza w kolebce wspinaczki wysokogórskiej, spodziewałem się znacznie więcej. Delikatnie mówiąc całość trąciła trochę muchą.
Zachód na jeziorem Phewa.
Spacer z Annapurną w tle.
Jedna z niewielu ciekawych ekspozycji w Muzeum Gór dotycząca sprzątania Mount Everestu.
Pokhara poza rewelacyjną lokalizacją oferuje również całkiem spory wybór atrakcji podwyższonego ryzyka. To tu bowiem można spróbować się w kajakarstwie górskim, skokach bungee, raftingu czy canyoningu. My zdecydowaliśmy się na moment zapomnieć o grawitacji i uczepieni paralotni zobaczyć dolinę Pokhary z lotu ptaka. Rewelacyjne przeżycie, szczególnie gdy nogi odrywają się od ziemi, choć może nie taki zastrzyk adrenaliny jak się oboje z Agą spodziewaliśmy. Bez wątpienia jednak od dziś to miejsce będzie nam się kojarzyć z paralotniami. Zresztą zobaczcie sami.
Aga w przestworzach i Pokhara z lotu ptaka.
Super widoki latające ,,aniołki charliego" w akcji i gdyby nie komentarz który sprowadza nas ziemię wygląda jak na widokówkach -dobrze ,że oderwaliście się od rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńSzacun, ja chyba jednak wolę stąpać po ziemi :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, że faceci chudną w podroży bardziej niż kobiety. Miałem podobnie - po tripie było mnie 9 kg mniej.
OdpowiedzUsuńto chyba dlatego ze w trasie faceci maja wiecej nerwow :D
UsuńAga sie smieje ze gdzie tu sprawiedliwosc bo kolesiom to zazwyczaj bez roznicy czy pare kilo w te czy wewte a dziewczynby potrafia sie o jeden kilogram niemal zabijac...
Taki lot w powietrzu to musi dopiero być przeżycie, od zawsze chciałem to zrobić, a dodatkowo pooglądać takie widoki z góry:) Widzę też, że są kolejne plusy, jak odchudzanie:D
OdpowiedzUsuń