Kto z nas nie pamięta błogich czasów podstawówki, kiedy nasze życie sprowadzało się jedynie do chodzenia do szkoły oraz ciągłego przebywania na podwórku przed blokiem, gdzie z kolesiami grało się w piłkę (dziewczyny skakały w "gumę") albo bawiło w chowanego. To były czasy. Ostatnio z Agą mogliśmy trochę odkurzyć wspomnienia z dzieciństwa - aż ciężko uwierzyć, że minęło już ponad 15 lat! Umożliwił nam to koncert Roxette, na który wybraliśmy się w zeszłym tygodniu. Pewnie teraz zastanawiacie się jaki to ma związek z podstawówką. Ano ma - Mini Playback Show.
Ciekaw jestem, czy wy też macie doświadczenie sceniczne. Jeśli chodzi o mnie, to jedyny raz kiedy świat mógł ujrzeć próbkę moich scenicznych możliwości, miał miejsce w 5-tej klasie podstawówki. Już wtedy poznali się na moim pseudo-talencie wokalnym, bo nawet podczas śpiewanego udawania załapałem się tylko na rolę w chórku. Żeby było jednak jeszcze ciekawiej, to był to chórek Guns N'Roses, w którym w rzeczywistości występowały jedynie dziewczyny. Sami widzicie, że moja kariera wokalisty z góry skazana była na porażkę.
Mała Aga zabawę w Mini Playback Show traktowała trochę poważniej niż ja. Pewnie dlatego, że była nieporównywalnie bardziej ode mnie umuzykalniona (chociaż przy mnie, to chyba akurat każdy może się dowartościować muzycznie), a poza tym była wielką fanką grupy Roxette, którą wybrała do naśladowania. Idealną okazją do odświeżenia sobie tamtych odległych czasów była wizyta szwedzkiego zespołu w Dublinie. I choć koncert odbył się dopiero w lipcu, my bilety kupiliśmy już na początku lutego - Aga by mnie chyba powiesiła za....uszy, gdyby taka okazja do sentymentalnego pośpiewania przeszła jej koło nosa.
Sam koncert nie był wielkim show, ale co sobie pośpiewaliśmy to nasze. Praktycznie każda kolejna piosenka śpiewana przez Per'a i Marie była hitem z przeszłości. Inna sprawa, że duet z Roxette mimo wspólnych 107 lat, całkiem żwawo ruszał się po scenie. Były chwile, że autentycznie zastanawiałem się jakby to wyglądało, gdyby zamiast Roxette to mój tata biegał z mikrofonem i śpiewał hiciory sprzed 20 lat. Musicie mi uwierzyć na słowo, że w mojej głowie to był całkiem zabawny obrazek.
Ciekaw jestem, czy wy też macie doświadczenie sceniczne. Jeśli chodzi o mnie, to jedyny raz kiedy świat mógł ujrzeć próbkę moich scenicznych możliwości, miał miejsce w 5-tej klasie podstawówki. Już wtedy poznali się na moim pseudo-talencie wokalnym, bo nawet podczas śpiewanego udawania załapałem się tylko na rolę w chórku. Żeby było jednak jeszcze ciekawiej, to był to chórek Guns N'Roses, w którym w rzeczywistości występowały jedynie dziewczyny. Sami widzicie, że moja kariera wokalisty z góry skazana była na porażkę.
Gdyby ktoś kiedyś poznał się na naszych "talentach", to byśmy mogli być my.
Mała Aga zabawę w Mini Playback Show traktowała trochę poważniej niż ja. Pewnie dlatego, że była nieporównywalnie bardziej ode mnie umuzykalniona (chociaż przy mnie, to chyba akurat każdy może się dowartościować muzycznie), a poza tym była wielką fanką grupy Roxette, którą wybrała do naśladowania. Idealną okazją do odświeżenia sobie tamtych odległych czasów była wizyta szwedzkiego zespołu w Dublinie. I choć koncert odbył się dopiero w lipcu, my bilety kupiliśmy już na początku lutego - Aga by mnie chyba powiesiła za....uszy, gdyby taka okazja do sentymentalnego pośpiewania przeszła jej koło nosa.
Stary człowiek i może.
Znajdź 10 różnic.
Sam koncert nie był wielkim show, ale co sobie pośpiewaliśmy to nasze. Praktycznie każda kolejna piosenka śpiewana przez Per'a i Marie była hitem z przeszłości. Inna sprawa, że duet z Roxette mimo wspólnych 107 lat, całkiem żwawo ruszał się po scenie. Były chwile, że autentycznie zastanawiałem się jakby to wyglądało, gdyby zamiast Roxette to mój tata biegał z mikrofonem i śpiewał hiciory sprzed 20 lat. Musicie mi uwierzyć na słowo, że w mojej głowie to był całkiem zabawny obrazek.
Nie można było mieć lustrzanek, więc trzeba było się ratować telefonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz