sobota, 14 maja 2011

Toronto Islands

Ponad 6 miesięcy (tak tak, w Kanadzie jesteśmy już trochę więcej niż pół roku) zajęło nam dotarcie na jedną z głównych atrakcji Toronto. I bynajmniej nie chodzi tutaj o CN Tower, która na naszą wizytę musi jeszcze chwilę poczekać. Tym razem, korzystając z lokalnego promu, wylądowaliśmy na Toronto Islands.


Wyspy Toronto jeszcze 150 lat temu były półwyspem, który zamieszkiwali Indianie Mississauga. Dopiero w 1858 roku, w wyniku silnego sztormu, został on oderwany od lądu i na przestrzeni czasu, pod wpływem działania człowieka i przyrody, przeistoczył się w archipelag 7 wysp - choć chyba dokładniejszym byłoby mówienie o wysepkach.



Toronto Islands, oddalone od centrum mniej więcej o rzut beretem (co przybliżeniu równa się 10 minutowemu rejsowi), jest miejscem w którym każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Znajduje się tu między innymi kameralne wesołe miasteczko, małe zoo z pokaźną liczbą zwierząt hodowlanych, ogrody kwiatowe, wypożyczalnie rowerów oraz sprzętu wodnego. Swego czasu znajdował się tu również stadion bejsbolowy Toronto Meaple Leafs, na którym Babe Ruth zdobył swojego pierwszego profesjonalnego home runa (brzmi lepiej niż wygląda zapisane).




Poza tym można wybrać się na drewniane molo oraz poopalać na licznych plażach, zarówno piaszczystych jak i kamienistych, co powinno zaspokoić zróżnicowane gusta. Podczas spaceru po Centre Island zahaczyliśmy również o plażę, gdzie jakikolwiek ubiór jest opcjonalny (ciekawe kto czuł się dziwniej, my w ciuchach pośród golasów, czy nudyści w naszym okrytym towarzystwie).




Mimo dużej popularności Toronto Islands wśród turystów, potrafiliśmy znaleźć zaciszne miejsce, gdzie w spokoju mogliśmy odpocząć od zgiełku miasta. Szum fal i roztaczające się widoki pozwoliły nawet zapomnieć o tym, że na Centre Island znajduje się lokalne lotnisko. Wyspy są rewelacyjnym miejscem na wypoczynek więc zapewne będą przez nas odwiedzany jeszcze nie raz, zwłaszcza w okresie letnim. Miejmy zatem nadzieję, że wtedy również będzie można tam znaleźć nieuczęszczane oazy spokoju.


Nadchodzący weekend zapowiada się również bardzo atrakcyjnie. W sobotę Aga zabiera nas na koncert Ushera, za którym za małolata szalała. Natomiast w niedzielę, po raz kolejny będę sprawdzał swoją wytrzymałość - tym razem podczas Maratonu na ulicach Toronto (zainteresowanych zobaczeniem jak ludzie zarzynają się z uśmiechem na twarzy odsyłam do strony organizatora, na której można znaleźć między innymi godziny i trasę zawodów)). Relacje z tych wydarzeń pojawią się wkrótce, o ile tylko dojdę do siebie po niedzielnej imprezie.

2 komentarze:

  1. No nareszcie coś czego mogę Wam pozazdrościć ta ,,canada" mnie się podobać.To wygląda jabyście jak robinson odkryli te wyspy

    OdpowiedzUsuń

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE