czwartek, 29 września 2011

I znowu kusząca Kanada

Po 3 tygodniach od wyjazdu z Toronto, ponownie zawitaliśmy do Kanady. Tym razem jednak zachodniej. Wszyscy, których poznaliśmy podczas rocznego pobytu w Toronto, zgodnie twierdzili, że zachodnie wybrzeże jest o wiele piękniejsze i że nie ma chyba osoby, której nie spodobałyby się krajobrazy Kolumbii Brytyjskiej oraz Alberty, czyli dwóch sąsiadujących ze sobą prowincji kanadyjskich. Nareszcie mieliśmy okazję sami się przekonać ile w tym wszystkim jest prawdy i zobaczyć na własne oczy Góry Skaliste, Lake Louise oraz pozostałe atrakcje czekające na nas w Vancouver i parkach narodowych Jasper i Banff.

czwartek, 22 września 2011

Valdez, czyli morski zwierzyniec oraz cielące się lodowce

Ostatnim punktem na mapie Alaski, który chcieliśmy zobaczyć (tak naprawdę, chcieliśmy zobaczyć o wiele więcej, ale 2 tygodnie to jednocześnie i dużo i o wiele za mało żeby odwiedzić wszystko to, co by się chciało), był port Valdez i jego okolice. Trasa z Anchorage wynosi aż 500 kilometrów, jednak niemal od przekroczenia granic miasta cała uwaga skupia się na mijanych widokach. Rozległe pasma górskie, wyschnięte koryta rzek czy żółto-czerwone liście drzew (w ogóle złota polska jesień jest niczym w porównaniu do nasyconych barw jesiennych na Alasce - żółć i czerwień aż biją po oczach), to wszystko tworzy niesamowity krajobraz, który nawet na zdjęciach daleki jest od rzeczywistości. Inna sprawa, że przy takich okolicznościach przyrody podróż znacznie się wydłuża. Trzeba przecież nacieszyć oko i uwiecznić widok na fotkach.
Rzeka Matanuska

sobota, 17 września 2011

Kenai Fjords National Park

Kolejnym celem naszej alaskańskiej wyprawy było Seward i Kenai Fjords National Park. Około południa, tym razem już wynajętym samochodem, ruszyliśmy w jedną z najbardziej malowniczych tras na Alasce. Praktycznie przez 200 kilometrów, czyli od samego Anchorage aż do Seward, rozpościerają się niesamowite górskie krajobrazy, które nawet przez sekundę nie pozwalają się nudzić. Każdy zakręt to nowy, niezapomniany widok, który zapiera dech w piersi. Nasza podróż zamiast 2 godzin, zajęła nam chyba ponad 6, bo co rusz zatrzymywaliśmy się, aby nacieszyć oko oraz by uwiecznić te wyjątkowe pejzaże na zdjęciach.

środa, 14 września 2011

Denali National Park, czyli Into the Wild

We wtorek, tuż po śniadaniu na kempingu Riley Creek, pożegnaliśmy się z Owenem (naszym znajomym myśliwym), zapakowaliśmy nasze tobołki i poszliśmy na przystanek przy wjeździe do Denali National Park. Stąd miał zabrać nas autobus, a dokładniej mówiąc camper bus, i zawieźć ponad 130 kilometrów w głąb parku. Naszym celem było obozowisko przy jeziorze Wonder Lake - najgłębiej położony kemping w parku.

piątek, 9 września 2011

Autostopem do Denali


Plan na wtorek był prosty - dostać się z Anchorage do Denali. Jedyne utrudnienie to fakt, że postanowiliśmy się poruszać autostopem. Pomysł o tyle szalony, że nigdy tego wcześniej nie robiliśmy. Na szczęście udało mi się przekonać resztę wycieczki, że pokonanie 400 kilometrów na Alasce nie powinno być problemem. Sam nie wiem skąd to przeświadczenie, ale grunt to pozytywne nastawienie. Spakowaliśmy więc niezbędny sprzęt, pozostałe klamoty zostawiliśmy w hotelu i ruszyliśmy w poszukiwaniu przygody.

Alaskański autostop w wersji Słupskiej

poniedziałek, 5 września 2011

Przystanek Alaska

Rozgrzewkę w Nowym Jorku mamy za sobą. Zbyt wiele nie zobaczyliśmy, ale taki był plan, aby skupić się jedynie na miejscach, które pominęliśmy podczas naszych poprzednich wizyt w Wielkim Jabłku. Tym sposobem popłynęliśmy promem, by z wody móc zobaczyć panaromę Manhattanu oraz przybić piątkę ze Statuą Wolności, a także wybraliśmy się na spacer do Central Parku. Tutaj załapaliśmy się nawet na małe hollywood. W tym samym czasie bowiem kręcone były sceny do filmu, w którym w głównego bohatera wciela się Robert Downey Jr. (tytuł chyba "The Avengers", ale ciężko powiedzieć, bo to niby była tajemnica.

piątek, 2 września 2011

3, 2, 1, START!

No i stało się. Po paru miesiącach planowania i kilkutygodniowych przygotowaniach do wyprawy w końcu wyruszyliśmy w naszą podróż marzeń. Od 6 godzin jesteśmy w drodze do Nowego Jorku. Już na starcie mieliśmy nawet małą przygodę, bo w megabusie zepsuła się klima i trzeba było czekać ponad godzinę na nowy autobus. Nastroje pozytywne, humory dopisują, tylko w brzuchu trochę burczy, a do Nowego Jorku jeszcze z 8h.

Pożegnanie z chatą w Toronto, który była naszym domem przez ostatni rok

WSZYSTKO CO CHCIELIBYŚCIE ZNALEŹĆ NA BLOGU - KATEGORIE